Właśnie upłynęły dwa lata od ostatniej piłki finału, jaki na korcie centralnym Warszawianki zagrały słynna Belgijka Justine Henin z Ukrainką Alioną Bondarenko. Już podczas tego meczu dyrektor turnieju Stefan Makarczyk wiedział, że nad jego imprezą gromadzą się czarne chmury. Po rezygnacji tytularnego sponsora i zmianach w kalendarzu powinniśmy w zasadzie wypaść z elitarnego towarzystwa. Nie wypadliśmy.
Dyrektorzy profesjonalnych turniejów to specjalne towarzystwo. Zdarzają się wśród nich postacie dekoracyjne. W minionym tygodniu w Madrycie gigantyczną imprezą dla pań i panów oficjalnie zawiadywał wybitny przed laty hiszpański tenisista Manolo Santana. Wtajemniczeni wiedzieli, że tak naprawdę za sznurki pociągał nie on, lecz Ion Tiriac. Układ był prosty: Manolo, zaprzyjaźniony z królem Hiszpanii, ułatwił Rumunowi realizację jego planów i w zamian został kierowcą. Oczywiście z dyrygującym wszystkim z tylnego siedzenia Tiriakiem. Najczęściej spotykany schemat jest nieco inny, a rządzi z reguły ten, kto imprezę od podstaw własnoręcznie zbudował. Na przykład w kalifornijskim Indian Wells jest to Charlie Pasarell, wielki spryciarz z Puerto Rico, potrafiący – jak mawiają Amerykanie – sprzedawać lód Eskimosom. W Key Biscane stateczny Butch Buchholz, który kiedyś wymyślił „piątą lewę“ Wielkiego Szlema.
Duże polskie turnieje zawsze wyróżniały się tym, że były kierowane przez odpowiednie osoby. Nikogo nie przynoszono w teczce, żaden krewny czy znajomy nie męczył swoją niekompetencją. Ryszardowi Fijałkowskiemu zawdzięczamy długą listę gwiazd w Warszawie i Sopocie. Teraz pałeczkę przejął Stefan Makarczyk. Także w imprezach niższej rangi zaskakuje sprawność i oddanie osób dyrygujących tymi przedsięwzięciami. Z boku wydaje się czasem, że chodzi li tylko o proste wydawanie sponsorskich pieniędzy. W rzeczywistości szef tenisowej imprezy przeprowadza setki operacji, które muszą być zgodne z prawem, pasować do standardów dyscypliny, co ściśle nadzorują ludzie z międzynarodowych organizacji tenisowych. Dają nam oni dobre opinie – to znaczy, że się sprawdzamy, przynajmniej na dyrektorskim odcinku.
[link=http://blog.rp.pl/blog/2009/05/19/karol-stopa-bez-krewnych-i-znajomych/]Skomentuj[/link]