Na górze ekranu

Dawno temu chciałem być komentatorem piłkarskim, a kiedy już było mi to dane, zgłupiałem przed mikrofonem.

Publikacja: 12.08.2009 02:00

Pojechałem z Darkiem Szpakowskim do Tokio na finał Pucharu Interkontynentalnego. Darek w przerwie spokojnie palił papierosa, prosząc, żebym zaczął drugą połowę. A kiedy już wrócił na stanowisko, dawał znaki, bym kontynuował sam. Długo to nie trwało. Mimo że znałem zawodników i historię rozgrywek, nie wiedziałem, jakim tonem mówić, i łapałem się na tym, że mówię językiem, jakiego nigdy bym nie użył, pisząc tekst. A kiedy już wyrwało mi się, że mecz jest do bani, Darek wziął swój mikrofon i wszystko wróciło do normy.

Doświadczeni komentatorzy dają sobie z tymi problemami radę, ale i oni miewają wpadki. Wspomniany Szpakowski, rozpoczynając transmisję meczu Anglia – Polska, powiedział: „Dobry wieczór państwu. Ze stadionu Wembley wita państwa Dariusz Ciszewski”. Kiedy w przerwie meczu spytałem, czy wie, jak się przywitał, nie wiedział, o czym mówię. Nie wierzył. Potem przyznał, że przygotowując się do meczu, wspominał Jana Ciszewskiego i zapomniał, jak się nazywa.

Ciszewskiego Polacy kochali, bo umiał stworzyć atmosferę. Znał się średnio na piłce, jego polszczyzna pozostawiała wiele do życzenia, mylił Latę z Gadochą. Zawsze jednak umiał z tego wybrnąć. – Lato, Lato, Lato – mówił, a my widzieliśmy, że to Gadocha. Kiedy się zorientował, dodawał szybko: – Lato u góry ekranu, a niżej Gadocha.

Do niedawna komentatorzy widzieli mniej niż telewidzowie. Siedzieli kilkadziesiąt metrów od boiska, mieli na stanowiskach monitory z ekranem wielkości czekolady. Stefan Rzeszot, posadzony na dziesiątym piętrze Stadionu Olimpijskiego w Kijowie, przez osiem minut relacjonował mecz Dynamo Kijów – Bayern Monachium, myląc drużyny. Na Fomienkę mówił, że to

Beckenbauer, chociaż tydzień wcześniej był z Beckenbauerem na obiedzie.

Ale kłopoty kłopotami, a jedno się nie zmienia: komentator śledzący wydarzenia, rozmawiający z piłkarzami, chodzący na treningi zawsze da sobie radę i będzie wiarygodny. Reszta to nastrój.

[ul][li][b][link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2009/08/12/na-gorze-ekranu/]Skomentuj na blogu[/link] [/b][/li][/ul]

Pojechałem z Darkiem Szpakowskim do Tokio na finał Pucharu Interkontynentalnego. Darek w przerwie spokojnie palił papierosa, prosząc, żebym zaczął drugą połowę. A kiedy już wrócił na stanowisko, dawał znaki, bym kontynuował sam. Długo to nie trwało. Mimo że znałem zawodników i historię rozgrywek, nie wiedziałem, jakim tonem mówić, i łapałem się na tym, że mówię językiem, jakiego nigdy bym nie użył, pisząc tekst. A kiedy już wyrwało mi się, że mecz jest do bani, Darek wziął swój mikrofon i wszystko wróciło do normy.

Sport
Związki sportowe nie chcą Radosława Piesiewicza. Nie wszystkie
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali