– Kłopoty naszej dyscypliny zaczęły się wraz ze zmianą sposobu finansowania sportu po 1989 roku. Zostaliśmy trochę na starcie i tak to się potoczyło – mówi prezes Polskiego Związku Hokeja na Lodzie Zdzisław Ingielewicz. Na zeszłorocznym zjeździe wybrano go pod hasłami uzdrowienia hokeja i chociaż nie obiecywał szybkich sukcesów, dziś już nikt o tym nie pamięta, a wszyscy żyją konfliktem, jaki wybuchł na linii związek – kluby. Poszło o zmiany, które przegłosował zarząd. Najwięcej emocji wzbudziło podniesienie opłat za zgłoszenie drużyny do rozgrywek ekstraklasy z 5 do 25 tys. złotych. Prezes Aksam Unii Oświęcim jest oburzony tą podwyżką. – Jeśli wszystko zsumować, to musiałbym wpłacić do PZHL 70 tys. złotych. Gdybym wiedział o tym w marcu, to mógłbym rozmawiać ze sponsorami – mówi Adam Urbańczyk.
Inaczej widzi to Ingielewicz. – Pieniądze z budżetu państwa przeznaczane są na kadrę i szkolenie młodzieży i podlegają ścisłemu rozliczeniu. Rozgrywki ligowe to usługa, którą związek świadczy klubom na poły charytatywnie. Ustalone stawki obowiązywały od dawna bez większych zmian. Socjalizm w Polsce skończył się 20 lat temu, więc najwyższy czas przejść na bardziej komercyjne relacje.
Wszystko pogorszył sposób wprowadzenia zmian. – Nie można forsować pomysłów. Nie można tego robić z dnia na dzień, bez konsultacji – mówi wiceprezes Zagłębia Sosnowiec Dariusz Kisiel.
Kolejnym pretekstem do sporu jest reforma systemu rozgrywek. Według zmienionych zasad po pierwszej części sezonu do najlepszych drużyn ekstraklasy dołączą dwie najsilniejsze z pierwszej ligi i będą grać o możliwość występu w play-off. Stanowiskiem klubów zdziwiony jest prezes i zarząd PZHL. – Tu mamy czyste sumienie. W lutym było spotkanie, na którym ze strony klubów padła propozycja zmiany systemu rozgrywek. Na 15 klubów przeciwne były tylko Stoczniowiec Gdańsk i Naprzód Janów. Przygotowaliśmy regulamin, który nie wzbudził większych zastrzeżeń. Dopracowany pomysł przedstawiliśmy ponownie w kwietniu, więc w maju podjęliśmy decyzję. Wtedy prezesi zmienili zdanie, jednocześnie unikając wzięcia na siebie odpowiedzialności za swój pomysł. Mieliśmy się wycofać i wszystko wziąć na siebie?
Sytuacja zagoniła się do tego stopnia, że w pewnym momencie kluby zaczęły grozić stworzeniem własnej ligi. – To fanfaronada. Próba klubów sprzed kilku lat była kompletnym niewypałem – mówi prezes PZHL. - Powołanie takiego przedsięwzięcia wymaga od uczestników formy spółki prawa handlowego z odpowiednim kapitałem. Takie kluby są aktualnie dwa. Pozostałe korzystają w znacznym stopniu z dofinansowania samorządów. Zmiana formy prawej spowoduje kłopoty w tym zakresie. Jeśli będzie naprawdę poważna inicjatywa to PZHL pomoże w jej realizacji.