Zmodyfikowany BMW Sauber z wydłużoną, przypominającą płetwę rekina pokrywą silnika, nieco lżejszym nadwoziem i poprawioną podłogą pozwolił Kubicy wbić się do pierwszej dziesiątki w kwalifikacjach. Ale Polak wciąż powątpiewał, czy uda się skończyć wyścig na punktowanym miejscu.
Tuż po starcie wydawało się, że były to prorocze słowa. Koła wpadły w poślizg i tuż obok Polaka przemknął jego partner z zespołu Nick Heidfeld. – Na pierwszych metrach przyczepność była dobra i to mnie trochę zmyliło – przyznał po wyścigu nasz kierowca.
Niemiec miał na pokładzie znacznie więcej paliwa od Kubicy. Zespół zaplanował pierwsze tankowanie aż sześć okrążeń po zjeździe Polaka, a dodatkowa waga benzyny sprawiała, że Heidfeld teoretycznie powinien być wolniejszy o ponad 0,6 sekundy na okrążeniu. Za mało, żeby wyprzedzić, ale wystarczająco, aby przeszkodzić w pogoni za innymi kierowcami. Na piątym okrążeniu Nick przepuścił jednak Roberta. – To mamy remis, jeden do jednego – skwitował ten manewr Kubica, mając zapewne na myśli wyścig na Nurburgringu, gdzie wobec kłopotów z ciśnieniami w oponach oddał Heidfeldowi pozycję.
Polak miał teraz przed sobą kierowców, których w pierwszej fazie sezonu oglądał tylko w czasie dublowania: Jenson Button i Mark Webber zajmowali przed Grand Prix Europy dwa pierwsze miejsca w klasyfikacji mistrzostw świata, ale wyścig po ulicach portu w Walencji źle się dla nich ułożył. Spędzili niedzielne popołudnie w ogonie pierwszej dziesiątki, a dzięki szybkiej jeździe w kluczowych momentach Kubica zdołał ich przedzielić – Button zdobył zaledwie dwa punkty, a Webber tym razem żadnego. Sebastian Vettel też odjeżdża z pustymi rękami. To się Red Bullowi nie zdarzyło od inaugurującej sezon Grand Prix Australii.
Honoru zespołów, które od początku sezonu nadawały ton rywalizacji w Formule 1 – Brawna i Red Bulla – musiał bronić Rubens Barrichello. Najbardziej doświadczony kierowca w F1 (już prawie 280 startów na koncie) rozegrał wyścig z zimną krwią. Po starcie z trzeciego pola usadowił się za plecami Heikkiego Kovalainena i spokojnie obserwował, jak z przodu Lewis Hamilton powolutku powiększa przewagę nad swoim kolegą z McLarena.