Julia to żywioł nie do opanowania nawet dla delegatów Międzynarodowej Federacji Wioślarskiej, którzy chcieliby, żeby wszystko na mistrzostwach było jak w zegarku i każdy stał tam, gdzie mu wskażą miejsce. Magdalena jest spokojniejsza, mniej emocjonalna, ale to ona pierwsza za metą wyrzuciła ręce do góry. Ich młody trener Marcin Witkowski mówi, że lubią się i dobrze uzupełniają, wspierają nawzajem. A jak się zdarzy kłótnia, to on szybko je godzi. Ale kłótnie to rzadkość.
Magda jest w tej osadzie silnikiem, Julia decyduje, kiedy dodać gazu. Mówiąc wioślarskim żargonem, Julia jest na szlaku, a Magda na nosku. W finale mocy miały tyle, że wyprzedziły prowadzące na początku Czeszki, odparły atak Brytyjek na finiszu i wpłynęły na metę z ponad 1,5 sekundy nad srebrnymi medalistkami. Wygrały finał z takim spokojem, z jakim wcześniej uciekały rywalkom w przedbiegu i półfinale. Przed finałem zadzwoniła do Magdy koleżanka ze studenckiej grupy, Anita Włodarczyk. - Poradziła mi, żebym zjadła jajka na śniadanie, tak jak ona przed złotym medalem w rzucie młotem. Wybrałam jednak twarożek, jak się okazało, też działa.
O tym, że medale są Julii Michalskiej pisane, wiadomo od dawna. Wygrywała wśród juniorek, zdobywała złoto mistrzostw młodzieżowych, była jedyną kobietą w naszej wioślarskiej reprezentacji na Pekin. Ale te wszystkie sukcesy osiągała jako skiffistka. Z Magdaleną Fularczyk wsiadła do reprezentacyjnej łodzi dopiero dwa miesiące temu. Wcześniej tworzyły osadę tylko na dwa, trzy tygodnie w roku, żeby zdobywać mistrzostwa Polski dla Trytona Poznań. Zdobyły już cztery medale. W tym sezonie zapracowały na sprawdzianach w kadrze na to, by pływać razem również pod biało-czerwoną flagą. Miały wiosłować w czwórce, ale coś przy jej tworzeniu nie zagrało. W dwójce zaskoczyło od razu. - Miło być historią - mówiła za metą Fularczyk. Takiej żeńskiej osady Polska jeszcze nie miała. Ani w mistrzostwach świata, gdzie największym dotąd sukcesem było srebro, ani w Pucharze Świata. Michalska i Fularczyk w tym sezonie jako pierwsze Polki wygrały zawody PŚ, w Monachium. - Dziś się cieszę, ale prawdziwa radość będzie dopiero jak się uda w Londynie. W sporcie najważniejsze jest, co zrobisz na igrzyskach - mówi trener Witkowski. One same też mówią: to jest początek planu Londyn 2012. A potem mogą być kolejne plany. Julia ma dopiero 24 lata, Magda jest o rok młodsza, a wioślarstwo jest długowieczne.
Trener mówi, że mogą pływać jeszcze szybciej. - Muszą się jeszcze nauczyć pomagać sobie techniką, bo robią błędy. Ale to dobrze, mamy nad czym pracować - uśmiecha się. Jeśli ktoś jest ciekawy, błędy polegają m.in. na tym, że "Julia ma niewykorzystane nogi, a Magda zamyka końcówkę".
Przed złotą osadą teraz długi odpoczynek - w przyszłym roku MŚ w Nowej Zelandii są dopiero w listopadzie - a przed polską reprezentacją w Poznaniu szansa na kolejne medale. Ci chłopcy, o których Julia mówiła, że mają poprzeczkę wysoko, wsiądą do łodzi w niedzielę. Tuż po południu wicemistrzowie olimpijscy z czwórki wagi lekkiej bez sternika, niedługo później seryjni zwycięzcy z czwórki podwójnej, a i ósemka nie jest bez szans na podium. Niedziela będzie dla nas.