[b][link=http://blog.rp.pl/fafara/2009/10/20/nie-przylaczam-sie/]skomentuj na blogu[/link][/b]

No i widzę, że nic się nie zmienia. Media i kibice jadą na Grzegorzu Lacie jak na łysej kobyle. Dobór dziennikarskich biczów na prezesa wciąż ten sam: albo Jan Tomaszewski, albo Zbigniew Boniek. Telefon do tego pierwszego skutkuje batożeniem na oślep, bez umiaru, rozmowa z drugim powoduje chłostę wyrafinowaną, tylko w najbardziej czułe miejsca.

Bicze kibicowskie, jak zauważyłem, charakteryzują się znacznie większą różnorodnością. Ostatnio na przykład w rolę egzekutora wcielił się znany aktor Artur Barciś. Schłostał oczywiście wszystkich winowajców z prezesem PZPN na czele. Artysta powiedział, co jest w naszym futbolu złe, oraz podzielił się z narodem swoimi przemyśleniami dotyczącymi naprawy futbolu. Otóż pan Artur uważa, że podstawowym zadaniem stojącym przed odnowicielami jest odcięcie Polskiego Związku Piłki Nożnej od finansów. A zatem sprawa najprostsza z prostych: zabrać im kasę i nie będą mieli co marnotrawić ani czym się dzielić. Tylko jak, panie Arturze, jak? Może o tym będzie w następnym odcinku.

Zmasowany ostrzał skierowany na Grzegorza Latę nie podoba mi się z kilku powodów. Pierwszy to właśnie owa masowość ataku prowadzonego w mediach z udziałem znanych osób, które nie bez przyjemności wskakują na pochyłe drzewo. To naprawdę żadna sztuka, gdy wiadomo, że Lato nie jest i nigdy nie będzie najlepszym prezesem w historii PZPN. Ja również tak uważam, ale nie zapominam, że wybory w piłkarskiej centrali odbyły się raptem rok temu. Nie mam też żadnych wątpliwości co do tego, że obarczanie Laty winą za przegrane eliminacje mistrzostw świata trudno w jakikolwiek sposób uzasadnić. A od tego właśnie momentu rozpoczęło się całe to polowanie.

Przepraszam uczestników nagonki, ale się nie przyłączę. Jestem przekonany, że dacie sobie radę beze mnie. A na razie, jak wspomniałem, szykuję się do oglądania walki Gołota – Adamek. Historia upadków tego pierwszego to jeden z najbardziej fascynujących sportowych tematów. Znacznie bardziej fascynujący niż upadek pewnego znakomitego piłkarza, który został prezesem.