[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/07/03/paulina-wilk-bezlitosni-sledczy/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Piłka wpada do bramki, widzą to wszyscy z wyjątkiem sędziego i bramkarza. Sędzia zachował się nieprofesjonalnie, nie tak, jak byśmy chcieli, a być może również nieuczciwie. Natomiast bramkarz, który doskonale wiedział, że gol padł, natychmiast chwycił piłkę i grał dalej. Od niego nie oczekujemy uczciwości, to nie jego rola. Przyzwoitość obowiązuje nie piłkarzy, lecz sędziów.
Telewidzowie, którzy wykupili promocję w sieci kablowej, żądają kamer w bramkach, bo chcą wiedzieć więcej niż kibice na trybunach w RPA i widzieć wyraźniej niż w rzeczywistości, na wielkich domowych ekranach full HD. W imię przejrzystości i ostrości widowiska chcemy więcej wizji, większego dostępu, więcej informacji i władzy do samodzielnego wyrokowania – gol padł czy nie, wygraliśmy czy nie. Nie ufamy ludziom – zawodnym, bo zachowującym indywidualną perspektywę – z racji fizyki i psychiki ograniczoną. Ufamy już tylko technologii i obrazowi, jeśli nie widzieliśmy czegoś na ekranie, to się nie zdarzyło. Najwyższą instancją prawdy są piksele – nienamacalne, nieistniejące. W porównaniu z nimi opinia człowieka – nie tylko tego z gwizdkiem – nic nie znaczy.
Co pokazują kamery? Niestety nie fantastyczny futbol, nie błyskotliwe akcje i dryblingi, bo na tym mundialu rozczarowują nawet najlepsi. Kamery – ci bezlitośni śledczy – obnażają piłkarską naturę: wstrętne kopanie po piszczelach, łokcie wciskane w skronie, brutalne wślizgi od tyłu. A potem żenujące aktorskie sztuczki – niewinnie uniesione ramiona, zdziwione miny. Telewidzowie rozkoszują się tą perwersyjną przyjemnością. Przez 90 minut (plus dogrywka) są jak wszechwiedzący bogowie. Wyrokują, wskazują winnych, gdy nikt nie patrzy.
Do czasu. Kamery są już prawie wszędzie.