Tomasz Adamek może przebierać w ofertach. Wygrana z Michaelem Grantem nie zachwyciła, ale umocniła pozycję polskiego pięściarza, który wygrał swój czwarty pojedynek w wadze ciężkiej. Zaraz po walce w Newark pojechał wprost z Prudential Center do miejscowego szpitala, by opatrzyć rany. Na oba rozbite łuki brwiowe założono mu szwy i wrócił do domu.
Dom jest duży, z ładnym ogródkiem, w prestiżowej dzielnicy, w której wszyscy już Adamka znają. Kilkanaście tysięcy widzów podczas jego walki z Grantem, reagujących żywiołowo, takich, którzy za Polakiem skoczyliby w ogień, to widownia, o którą warto zabiegać. Rozumieją to wszyscy organizujący zawodowe pojedynki.
Dopiero za kilka dni będą znane wyniki sprzedaży transmisji pay per view z walki, ale Ziggy Rozalski, który wspólnie z Main Events organizował to przedsięwzięcie, nie musi się martwić. Zysk ze sprzedaży biletów przekroczył milion dolarów, a do tego dojdą jeszcze inne wpływy. Przedsiębiorstwo Adamek rozwija się coraz szybciej. Nic dziwnego, że już zgłaszają się chętni na kolejne walki. Ciekawą ofertę zgłosiło jedno z wielkich kasyn w Atlantic City.
Adamek jest pierwszy w rankingu WBO, w starciu z Grantem wywalczył pas IBF International i NABO (amerykańska wersja WBO), ale nie to jest najbardziej istotne.
Walka z dwumetrowym Grantem pokazała, że Polak, choć 14 cm niższy i 20 kg lżejszy, jest w stanie poradzić sobie z olbrzymami. – To był trudny test, ale Adamek go zdał – i to się liczy. Wierzę, że Tomasz poradzi sobie z Kliczkami – mówi znany amerykański komentator Bob Sheridan.