Trochę tak jak o koncercie Rolling Stonesów w 1967 r. Gdyby zebrać wszystkich, którzy twierdzą, że tańczyli przy scenie i bili się z milicją, okazałoby się, że Sala Kongresowa była większa od Stadionu Dziesięciolecia. Powiem szczerze: mnie tam wtedy nie było, ale pod stocznią – jak najbardziej. Pojechałem do rodziny we Wrzeszczu na wakacje, a trafiłem na strajk.

Chodziłem codziennie przez tydzień pod stocznię, potem wracałem kolejką, szedłem ulicą Partyzantów na Srebrzysko. Po drodze widziałem strajkujących robotników, biało-czerwone flagi, czułem nastrój solidarności. Ulica pozdrawiała dachy i bramy, a ludzie stamtąd, z opaskami na rękawach – ulicę. Wieczorem rozmawialiśmy o tym pełni dumy i obaw, a rano znowu jechałem pod stocznię, żeby odetchnąć najlepszym powietrzem w Polsce.

Na siłę szukałem związków tego strajku z piłką nożną, ale niewiele znalazłem. Tomek Wołek, który był w stoczni, opowiadał mi, że nie pito tam alkoholu, starano się nie używać brzydkich wyrazów i nie grano w piłkę, chociaż Marian Terlecki, przyszły prezes TVP, chodził w trampkokorkach, bo tylko takie buty znalazł w sklepie.

Trzy lata później futbol i "Solidarność" spotkały się na stadionie. Lechia Gdańsk grała w Piotrkowie finałowy mecz o Puchar Polski z Piastem Gliwice. Poprzedzający spotkanie hymn narodowy nie tylko odśpiewaliśmy, ale staliśmy przy tym z wyciągniętymi w literę V palcami. Lechia wygrała 2:1, a kiedy wracała autokarem do Gdańska, ludzie wychodzili na drogi, żeby pozdrowić piłkarzy z miasta "Solidarności". To zwycięstwo dało Lechii prawo gry w nieistniejących już rozgrywkach o Puchar Zdobywców Pucharów. Do Gdańska przyjechał Juventus Turyn z włoskimi mistrzami świata w składzie. Byli oni niewątpliwie atrakcją, lecz 40 tysięcy ludzi zajmujących we wrześniu 1983 r. wszystkie miejsca na trybunach i okolicznych drzewach przyszło nie tylko dla nich, ale i dla "osoby prywatnej", kibica o nazwisku Lech Wałęsa. Na tej samej trybunie byli wtedy dwaj późniejsi premierzy, kilkunastu przyszłych posłów lub senatorów. Jan Krzysztof Bielecki i Donald Tusk, Aleksander Hall, Janusz Lewandowski, Jacek Kurski, bracia Rybiccy i Adamowiczowie.

Dziś o solidarnościowym epizodzie Lechii mało kto pamięta. Może na nowym stadionie w Gdańsku, gdzie biało-zieloni będą grali, przypomni o tym jakaś tablica, którą odsłoni Janusz Śniadek lub Karol Guzikiewicz, choć 27 lat temu na meczu w Gdańsku chyba ich nie było. Zapewne wówczas jeszcze nie interesowali się futbolem.