Jackiewicz nie został mistrzem świata, jak obiecywał. Przegrał w Lublanie wyraźnie na punkty. Zdravko Milojević, sędzia z Bośni i Hercegowiny, podobnie jak Howard Foster z Wielkiej Brytanii, widział pewne zwycięstwo Słoweńca 117:111. Tylko Polak Leszek Jankowiak wiedziony trudnymi do zrozumienia porywami serca wypunktował remis 114:114.
Trener Jackiewicza Fiodor Łapin już w połowie walki próbował mocnym słowem nakłonić „Wojownika” do ryzyka. – Unikami się nie wygrywa, blokowaniem ciosów też nie. Trzeba jeszcze je zadawać. A Zaveck aż się o to prosi. Idzie do przodu z zadartą brodą. Skontruj go. Słyszysz? Skontruj! – powtarzał wyraźnie zdenerwowany.
[srodtytul]Kilka mocnych słów[/srodtytul]
„Sprawa honoru” – pod takim hasłem promowano w Słowenii ten pojedynek. Dwa lata temu w Katowicach Zaveck poniósł pierwszą i jedyną porażkę w karierze. Przegrał niejednogłośnie właśnie z Jackiewiczem, który był wtedy mistrzem Europy.
W sobotni wieczór w Lublanie warunki gry były inne. To 34-letni Zaveck miał za sobą kilkunastotysięczną widownię, to on, nie o rok młodszy Jackiewicz, bronił tytułu mistrza świata, który wywalczył w Johannesburgu, zmuszając w trzeciej rundzie do poddania Isaaca Hlatshwayo. Skuteczny rewanż w starciu z Jackiewiczem obiecywał Słoweniec od dwóch lat, teraz była okazja, by ten zamiar zrealizować.