Maciej Skorża nazwał spotkanie Legii z Lechem „pojedynkiem na szczycie” i dopiero po chwili zreflektował się, że pozycja obydwu klubów w tabeli takiego określenia nie uzasadnia. Dzisiaj szczyt to Jagiellonia, Korona, Górnik Zabrze, Bełchatów, coraz wyżej pną się Lechia i Widzew. Jak to się ma do prognoz ekspertów, mówiących od kilku sezonów, że faworyci rozgrywek to Lech, Legia i Wisła? Kto ma więcej pieniędzy i lepsze podstawy organizacyjne jak nie te trzy kluby?

Na razie wszystkie trzy w ogóle z tych przewag nie korzystają. Wisła jest dziś drużyną całkiem nową, w Legii gra kolejny nabór piłkarzy, którym aż do meczu z Lechem wydawało się, że przed koszulką tego klubu przeciwnicy będą padać na kolana, więc nie warto się wysilać.

Niedawno okazało się, że Maciej Iwański z Legii i Sławomir Peszko z Lecha, po meczu kadry z Australią balowali w najlepsze, więc w piątkowy wieczór pojawiły się głosy, że gdyby Peszko nie pił, na pewno wykorzystałby stuprocentową sytuację dla swojej drużyny.

Małe trzęsienie ziemi w Legii, w połączeniu z charakterystyczną dla tej drużyny mobilizacją w ważnych momentach, sprawiło, że mecz z Lechem oglądało się z przyjemnością, a wspomniane na wstępie określenia Macieja Skorży można było w ten wieczór uznać za uzasadnione. Tyle że co innego emocje, a co innego poziom. Mistrz Polski przyjeżdża do stolicy, szybko zdobywa prowadzenie, ma jeszcze dwie stuprocentowe okazje, ale nie wykorzystuje żadnej. Traci gola po jedynej groźnej akcji legionistów w pierwszej połowie, a w drugiej przestaje panować nad sytuacją, chociaż ma przewagę jednego zawodnika. I zespół, który zdołał zremisować z Juventusem na jego boisku, przegrywa ze znajdującą się w kryzysie Legią. Artjoms Rudnevs, zdobywca trzech goli w Turynie, w Warszawie nie oddaje ani jednego groźnego strzału, bo obrońcy Legii, o których nie da się powiedzieć wiele dobrego, skutecznie wybili mu piłkę z głowy.

Na szczycie ligi są dziś drużyny, składające się z piłkarzy nie zawsze lepszych od gwiazd Lecha, Wisły czy Legii, ale na pewno ambitniejszych.