Choć obaj mają po 39 lat (Kliczko jest kilka miesięcy starszy), ich pozycja w świecie zawodowego boksu jest nieporównywalna. Kliczko, dwumetrowy polityk z tytułem doktora, jest królem w świecie, który sam sobie stworzył. Wraz z młodszym o sześć lat bratem Władymirem zarządzają promocyjną firmą K2, mają podpisany lukratywny kontrakt z niemiecką RTL i nie muszą się martwić o publiczność. Pełne stadiony na walkach świadczą najlepiej o ich popularności. Gdyby walczyli na Ukrainie, byłoby podobnie, tylko tam nie ma takich pieniędzy.
Witalij Kliczko jest aktualnym mistrzem świata organizacji WBC, a Shannon Briggs byłym czempionem WBO. Ale to niejedyna różnica. Kliczko za sobotnią walkę w Hamburgu zarobi miliony, a Briggs tylko niewielką część tej gaży. Dla niego to i tak fortuna, bo za ostatnie pojedynki dostawał grosze. W Ameryce nie płacą dużo starym mistrzom. Dlatego trener Briggsa Herman Caicedo dziękuje Kliczce, że zgodził się na ten pojedynek. A to, że Caicedo się też odgraża i obiecuje zwycięstwo amerykańskiej „Armaty”, to już tylko gadanie, którego przy okazji walk bokserskich zawsze dużo. Briggs robi przy tym groźne miny, a Kliczko się śmieje. Bukmacherzy też nie mają wątpliwości, kto wygra. Stawiając na Briggsa lub choćby remis, można zarobić krocie.
Walkę Kliczko – Briggs pokaże Orange Sport. W tym samym czasie w TVP 1 można będzie oglądać walkę Damiana Jonaka z Meksykaninem Jose Luisem Cruzem (waga junior średnia) w Legionowie.
– Wygramy, nieważne jak – obiecuje trener Cruza Jesus Zapari. Meksykanin wygrał 41 walk, przegrał dwa razy, z Shane’em Mosleyem i Joshuą Clotteyem, co ujmy nie przynosi. Jonak (27 zwycięstw i remis) nie będzie miał łatwego zadania.
– Meksykańscy pięściarze jak wychodzą do ringu, to jest wojna – mówi Zapari i nie żartuje.