To miało być danie główne w bokserskim jadłospisie podczas sobotniej gali w warszawskim Hiltonie. Dodajmy od razu, że gali nietypowej, bo widzowie w muszkach i krawatach siedzieli przy suto zastawionych stołach w sali balowej tego hotelu. A danie główne niestety okazało się tylko przystawką.
Wciąż nie wiemy na co stać Kosteckiego, który głośno mówi, że chce być mistrzem świata.
O tym, że „Cygan" Kostecki jest utalentowanym pięściarzem wiemy od dawna. Szybki, obdarzony mocnym uderzeniem jest kandydatem do tytułu mistrza świata. Trzecie miejsce w rankingu prestiżowej organizacji WBC tylko to potwierdza, problem w tym, że Kostecki nie potwierdza tego w ringu. I wygrana z Seanem Corbinem niczego w tej kwestii nie zmienia.
Mocny prawy sierpowy poparty lewym sierpowym Kosteckiego rzucił go w czwartej rundzie na deski i sprawił, że belgijski sędzia Daniel Van de Wiele zakończył pojedynek. Do tego momentu Kostecki nic szczególnego nie pokazał. Boks w jego wykonaniu nie robi większego wrażenia i w kontekście walki z mistrzem świata organizacji WBC, Kanadyjczykiem Jeanem Pascalem nie daje szans na sukces.
Umiejętności Kosteckiego, to wciąż wielka niewiadoma. Najwyższy więc czas, by zmierzył się wreszcie z kimś należącym do ścisłej czołówki światowej. Wtedy i on i jego kibice będą mądrzejsi o doświadczenie, które wniesie coś konkretnego do tej pełnej znaków zapytania kariery.