Walka została zatrzymana w przerwie w przerwie między ósmą i dziewiątą rundą z powodu kontuzji obojczyka Marqueza.
- Jeszcze z takim wojownikiem nie walczyłem - chwalił rywala uśmiechnięty Lopez, który odniósł 29. zwycięstwo na zawodowym ringu, w tym 26. przed czasem. Marquez sprawiał wrażenie, że chciałby walczyć dalej, ale jeśli obejrzy dwie ostatnie rundy tego pojedynku, to na pewno dojdzie do skutku, że dalej mogło być tylko gorzej.
Lopez jest osiem lat młodszy i silniejszy. Walczy z odwrotnej pozycji i bardzo mocno bije prawym sierpowym. Potrafi też bez zmrużenia oka przyjąć celne ciosy rywala. Tak właśnie było w tym pojedynku, który rozbudził ogromne emocje.
W początkowej fazie toczony w szalonym tempie pojedynek był wyrównany, ale uderzenia Lopeza robiły jednak większe wrażenie. Marquez twierdzi, że kontuzja obojczyka odnowiła mu się w trzeciej rundzie. Mimo to rzucił się jeszcze do ataku i w czwartym starciu mistrz świata był poważnie zagrożony. To była jedyna runda wygrana w tym pojedynku przez Meksykanina. Pozostałe sędziowie zapisywali na konto Lopeza, którego gorąco dopingował w MGM Grand jego rodak, legendarny Felix „Tito" Trinidad.
Siódme i ósme starcie przebiegało już pod dyktando Portorykańczyka, który zadał rywalowi dużo mocnych ciosów. W przerwie między ósmym i dziewiątym starciem sędzia ringowy tego pojedynku, Tony Weeks pytał Marqueza, czy może walczyć dalej? Ten odpowiedział szczerze, że nie jest to możliwe. - Nie chciałem pogarszać sprawy i pogłębiać kontuzji. Chcę rewanżu - mówi Meksykanin znany z tego, że nigdy się nie poddaje.