Rozmowa: Adam Małysz o końcu kariery

Adam Małysz o zakończeniu kariery i wczorajszym konkursie w Oslo

Aktualizacja: 04.03.2011 11:29 Publikacja: 04.03.2011 03:10

Rozmowa: Adam Małysz o końcu kariery

Foto: ROL

Rz: Kiedy pomyślał pan pierwszy raz: wiosna 2011 to będzie moje pożegnanie?

Adam Małysz:

Decyzję podjąłem przed igrzyskami w Vancouver. Musiałem tylko dojrzeć, żeby ją przekazać. Teraz mogę wreszcie powiedzieć: to moje ostatnie mistrzostwa świata, a konkurs skoków do celu, w Zakopanem 26 marca, będzie zakończeniem kariery. Nie chciałem robić hucznego pożegnania. Ale mój sponsor przekonał mnie. Miał rację. To się należy kibicom.

Co jest silniejsze: niecierpliwość, by się przekonać, jak będzie w nowym życiu, czy obawa, że czegoś zabraknie?

Od kiedy podjąłem decyzję, zacząłem rozmawiać z bliskimi. Czasami zapadało długie milczenie, nie mieliśmy pewności, czy robię dobrze. Ale kierowało mną przekonanie, że coś dostałem od Boga: strzegł mnie od poważnych kontuzji. I zacząłem to odczytywać jako znak, ostrzeżenie: Ja ci coś daję, Adam, ale ty nie przesadzaj. Upadek w Zakopanem mógł się przecież dla mnie skończyć jak dla Ville Larinto, zakończeniem sezonu. Nie ma co kusić losu. W tym roku czułem już ogromne zmęczenie. Po Vancouver narzuciłem takie tempo: przygotowywałem się do Oslo, zdałem maturę, o której mi się wcześniej nawet nie śniło. Nie wyobrażałem sobie, że pogodzę szkołę ze skokami. To wszystko mnie przytłoczyło, nie było kiedy odpocząć. Więc czuję i ulgę, i smutek.

Rodzina wie od dawna?

Z żoną rozmawiałem o tym pierwszy raz rok temu. Dla nich to będzie wielka zmiana, szok. Wiem, jak przeżywali moje starty. Chcę im teraz podziękować. Żonie, córce. Cały czas były ze mną, wytrwały. Ciężki jest los kobiet, które żyją ze sportowcem.

Kto jeszcze wiedział?

Niewiele osób. Nie było łatwo to utrzymać w tajemnicy. Im bardziej próbowałem, tym więcej się pojawiało przecieków. A nie chciałem  pompowania balonu, chciałem się spokojnie  przygotować do mistrzostw. Nawet Hannu Lepistoe nie powiedziałem wcześniej. On jest wrażliwym człowiekiem i nie chciałem, by konkursy w Oslo przeżywał jeszcze bardziej.

Teraz, po ogłoszeniu decyzji, już pan nie wątpi?

Szkoda mi kibiców, wiem, jak wielu ich mam. Ale coraz trudniej przychodziło mi poświęcanie się skokom, coraz bardziej zmęczony wracałem do domu, zaczęły się pojawiać jakieś drobne kontuzje. Organizm już nie był tak odporny, stąd problem z kolanem przed początkiem sezonu. Ja ciągle chciałem, a ciało już nie zawsze słuchało. Moja wątroba miała już dość tych wszystkich odżywek, podtrzymywania wydolności.

Jak będzie wyglądało życie po skokach?

Mam mnóstwo propozycji, ciągle je analizuję. Zawsze mnie pociągała praca menedżera. Więcej dowiecie się w połowie kwietnia, zwołam jakąś konferencję. Chcę też pomagać skokom, bo to było całe moje życie. Przyszłość też z nimi wiążę. Ale najpierw potrzebuję trochę spokoju. Po 26 marca usiądę, odpocznę. Pewnie pójdę do ogrodu, bo trochę pracy tam mnie czeka. I sobie przemyślę, co dalej. Sportu na pewno nie porzucę. Nie potrafię bez niego żyć. Będę też wspierał tych, którzy chcą go uprawiać.

Pożegnanie w Oslo wymarzył pan sobie trochę inaczej?

Wymarzyłem sobie medal, i mam brąz z mniejszej skoczni. Wierzcie albo nie wierzcie, ale w moim wieku zdobyć jakikolwiek medal to jest coś wspaniałego.

Czego zabrakło do medalu na dużej skoczni?

Pierwszy skok przesądził, że nie będę na podium. Spóźniłem go, warunki nie były dobre. Nie wyszło, jak chciałem, a szanse były, na treningach skakałem super. Ale wygrali najlepsi. Gregor Schlierenzauer tyle razy próbował, a dopiero teraz mu się udało. Ten, co tam na nas z góry patrzy, jest sprawiedliwy.

Pan miał pecha w pierwszej serii, Kamil Stoch w drugiej.

Szkoda Kamila, ja zresztą też prawie się wywróciłem, bo na zeskoku były dość mocno wyżłobione rowki. Kto spadał na środek, ten nie miał takich problemów, ale jak go zniosło na bok, dużo ryzykował.

Wierzy pan w szanse w sobotniej drużynówce? Koledzy mogliby panu zrobić benefis, trochę panu zawdzięczają...

Benefis będzie 26 marca. Jadę po mistrzostwach na konkursy do Lahti, do Planicy, a potem zapraszam wszystkich do Zakopanego, zobaczycie najlepszych  na świecie. Większość jeszcze nie wie, ale kilku już zaprosiłem. Mam problem z Norwegami, bo w tym czasie są u nich mistrzostwa kraju, ale mam nadzieję, że jak się dowiedzą, że to pożegnanie, przyjadą. Może związek norweski się zlituje i ich puści. Będzie kilkunastu zawodników z Pucharu Świata i kilku z Polski. Zabawa, koncerty, atrakcje dla kibiców i dla nas. Co tu ukrywać, łzy się poleją.

KOBIETY

Biegi, sztafeta 4 x 5 km

1. Norwegia (V. Skofterud, T. Johaug, K. S. Steira, M. Bjoergen) 53.30,0;

2. Szwecja strata 36,1;

3. Finlandia 59,8;

4. Włochy 1.26,1; 5. Niemcy 1.41,8;

6. Rosja 2.15,4; 7. Słowenia 2.23,0;

8. Polska (E. Marcisz, J. Kowalczyk, P. Maciuszek, A. Szymańczak) 2.49,2.

MĘŻCZYŹNI

Skoki, konkurs indywidualny na dużej skoczni

1. G. Schlierenzauer 277,5 pkt (130; 134,5); 2. T. Morgenstern (obaj Austria) 277,2 (133; 131); 3. S. Ammann (Szwajcaria) 274,3 (129,5; 134,5); 4. A. Kofler (Austria) 269,6 (129,5; 134); 5. M. Hautamaeki (Finlandia) 266,2 (134,5; 129); 6. M. Uhrmann (Niemcy) 264 (133; 129);... 11. A. Małysz 257,6 (126; 130,5); 19. K. Stoch 235,7 (131; 124,5); 21. P. Żyła 232,9 (121; 124,5); 33. S. Hula (wszyscy Polska) 104,8 (118).

 

 

11.30 kombinacja norweska - drużyna, konkurs na dużej skoczni

12.45 biegi, sztafeta 4 x 10 km mężczyzn

16.00 kombinacja norweska, drużyna, 4 x 5 km

Transmisje w Eurosporcie i TVP Sport

Klasyfikacja medalowa

1. Norwegia    5    4    4    13

2. Austria    5    2    1    8

3. Szwecja    2    1    1    4

4. Niemcy    1    3    2    6

5. Finlandia    1    1    2    4

6. Francja    1    –    1    2

7. Kanada    1    –    –    1

8. Polska    –    2    1    3

9. Włochy    –    2    –    2

Opinia

Hannu Lepistoe, trener Adama Małysza

Kończy karierę skoczek wszech czasów. Wiem, co mówię. Pracowałem z Nykaenenem, Ahonenem, Morgensternem. Nykaenen wygrał więcej konkursów PŚ, ale to były inne czasy. Adam przetrwał tak długo w świetnej formie, potrafił po trzydziestce zdobywać medale igrzysk i mistrzostw świata, nawet po kontuzjach. Teraz podniósł się po upadku w Zakopanem. Jego brązowy medal ze średniej skoczni jest wart złota. Szkoda, że nie udało się na dużej, ale mieliśmy pecha do warunków, Adam chciał za bardzo – i stało się, zepsuła się technika.

W serii kwalifikacyjnej jeszcze było dobrze, w konkursie już nie. Nie zamieniłem z nim wcześniej ani słowa na temat zakończenia kariery, ale wiadomo, jak to jest: tu coś usłyszałem, tam usłyszałem. Adam będzie ostatnim skoczkiem, którego trenowałem. Wrócę do moich koni, do komentowania skoków w telewizji. Praca z nim to był zaszczyt. Adam to silna osobowość, jest bardzo lubiany, również przez najlepszych skoczków. Wiem, że jeśli oni sami nie mogą wygrać, to chcą, żeby wygrał Adam. Z nim wszystko jest proste. Sportowcy ze szczytu rzadko są tacy, zwykle to egoiści. Czasami sobie myślę, ile on by mógł osiągnąć, gdyby był egoistą. Ale to chyba dobrze, że nie mogliśmy tego sprawdzić.

 

—piw

—wysłuchał w Oslo

Paweł Wilkowicz

Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?
Sport
Witold Bańka i WADA kontra Biały Dom. Trwa wojna na szczytach światowego sportu
Sport
Pomoc przyszła od państwa. Agata Wróbel z rentą specjalną
Sport
Zmarł Andrzej Kraśnicki. Człowiek dialogu, dyplomata sportu
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
SPORT I POLITYKA
Kto wymyślił Andrzeja Dudę w MKOl? Radosław Piesiewicz zabrał głos
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego