Sytuację Fulczyka pogarszał fakt, że był Ślązakiem, czyli z naszego punktu widzenia przedstawicielem obcego narodu. Po prawdzie Mahseli był przy nim Ślązakiem stuprocentowym, któremu na siłę zmieniono imię z Horsta na Antoniego, ale on był nasz, a więc dobry.
Doszło zresztą kiedyś do śmiesznej sytuacji. Legia grała w Bytomiu z Polonią, poprzednim klubem Mahselego. I kiedy ta Polonia strzeliła w końcówce bramkę, Antek zapomniał, w której drużynie gra, i z radości wyrzucił ręce w górę. Podbiegł do niego warszawiak z Pruszkowa Jacek Gmoch i z wyrzutem spytał: – A ty, pieprzony Szwabie, po której stronie jesteś?! No i zrobiła się afera, bo Mahseli, reprezentant Polski, był oficerem ludowego Wojska Polskiego i podobnie jak Gmoch, absolwentem Politechniki Warszawskiej.
Najgorzej miał Włodek Lubański. Kiedy do Warszawy przyjeżdżał Górnik Zabrze, śpiewaliśmy zgodnie "Powiedz mamo, powiedz ojcze, że Górnicy, to volksdeutsche".
Kiedy zostałem dziennikarzem i pierwszy raz jechałem na Śląsk, w redakcji spytano mnie, czy znam niemiecki. Bo w żadnym innym języku w Zabrzu, Chorzowie i Bytomiu się nie dogadam. Nie dość, że się dogadałem, to mam na Śląsku wielu znajomych, wracam tam z przyjemnością, pełen podziwu dla Ślązaków. Wszyscy z dumą wkładali koszulkę z Białym Orłem, a kiedy jeden z nich Józef Gomoluch z Ruchu, po jedynym swoim meczu w reprezentacji nie chciał się z tą koszulką rozstać i wracał w niej do domu, zrobiono z niego pijaka i wariata.
Wiele lat później spytałem Tadeusza Konwickiego, jednego z trójki siadającej cztery rzędy niżej, dlaczego przestał chodzić na mecze. – Wie pan – odpowiedział – chodziliśmy kiedyś regularnie na Legię ze Stasiem Dygatem i Guciem Holoubkiem. Siadaliśmy pod dachem, a miejsca za nami zajmowała zawsze ta sama grupka młodzieży. Byli nawet dość sympatyczni i dowcipni, ale i głośni. Uznaliśmy, że my już do tego nie pasujemy.
Nie miałem odwagi powiedzieć Konwickiemu, że w tej grupce był m.in. dzisiejszy redaktor naczelny "Polityki", przyszły wiceminister spraw zagranicznych, architekt, prawnicy, krytyk muzyczny, kilku dziennikarzy. Ja też tam byłem. Mieliśmy wtedy po kilkanaście lat i nieduże rozumy.