Ten uczeń Machiavellego potrafił sprawić, że zawodowi piłkarze z tej samej reprezentacji, mistrzowie świata, którzy rok temu byli braćmi, zachowują się jak prymitywni amatorzy polujący na boisku na kości. Jak pociągające musi być zło rozpylane przez Mourinho, że nawet weterani futbolowych zaciężnych armii dają się przekonać, iż warto za niego umierać. Właśnie dlatego Portugalczyk i jego filozofia mogą narobić wiele szkody. Po futbolu krążyć wkrótce zaczną klony Mourinho, bez jego wiedzy, ale z tą samą pogardą dla otoczenia i gotowością wzniecenia nienawiści do rywala. Nie będzie w tym żadnej przenośni, żadnego mrugnięcia okiem jak u Quentina Tarantino. John McEnroe, postać z zupełnie innej bajki, z całym swoim chamstwem, wspominany będzie z rozrzewnieniem jak dżentelmen włamywacz.
Futbol ze swej natury jest groźną zabawką, któż wie o tym lepiej niż my w kraju „Litara" i „Starucha", a futbol oddany w pacht takim jak Mourinho to powrót na pole bitwy. Kiedy wąsaty dziadek, trener reprezentacji Hiszpanii Vicente del Bosque, mówi o tym, że Gran Derbi rozbiły mu reprezentację, wygląda jak fajtłapa, którego rzeczywistość przerosła, który już niczego nie rozumie i powinien szybko wracać do wnuków.
Kilkanaście dni temu czekałem na wielkie mecze Realu i Barcelony. Na ostatni czekam już tylko ze strachem i gdybym miał syna w wieku wczesnoszkolnym, to nie pozwoliłbym mu oglądać transmisji z Camp Nou, bo nadzieja na piękny futbol przegrywa z obawą, że zobaczy ludzi z szaleństwem w oczach. Bogu dzięki, że Barcelona ten półfinał już praktycznie wygrała, bo zwycięstwo Mourinho przy użyciu takich środków byłoby triumfem futbolu cynicznego.
Aż dziw (i strach) bierze, że ten człowiek zaszedł tak daleko. Powinien przegrywać, ponieważ znajduje perwersyjną przyjemność w mnożeniu wrogów. Obiektywizm każdego sędziego w starciu z jego pogardliwym uśmieszkiem wystawiany jest na ciężką próbę. Trzeba być aniołem, by nie zagrać Portugalczykowi na nosie, gdy okazja sama wchodzi w ręce. A sędziowie aniołami nie są, pan Stark w Madrycie też nim nie był.
Ale trudno się spodziewać, że Mourinho się zmieni, u niego geniusz występuje w pakiecie z bufonadą i zakochaniem w sobie ze śmiertelną wzajemnością. Śmiertelną oczywiście tylko dla futbolu.