Nazywa się Emmanuel Dapidran Pacquiao, ale Manny wszystkim łatwiej wymówić. Wziął się, jak wielu mistrzów zawodowego pięściarstwa, z filipińskiej biedy. Boks dał mu wszystko: sławę, szacunek i pieniądze, duże pieniądze. W 2010 roku „Pacman" został obok baseballisty Aleksa Rodrigueza najlepiej zarabiającym sportowcem świata – obaj stali się bogatsi o 32 mln dolarów.
Pacquiao ze swych sukcesów umie zrobić dobry użytek, to w boksie raczej wyjątek. Jest dziś kimś znacznie ważniejszym niż sportowiec. Jest członkiem filipińskiego Kongresu, biznesmenem, aktorem (zagrał w 8 filmach), piosenkarzem i przede wszystkim dobroczyńcą setek rodaków, którym jego miliony dają szansę na lepsze życie.
Ma 32 lata, ale przepustkę do prawdziwej sławy zdobył względnie niedawno, w grudniu 2008 roku, gdy w głośnej walce pokonał przed czasem Oscara De La Hoyę, jedną z legend boksu. Tak narodziła się supergwiazda. Dla tego sukcesu podjął ryzyko przeniesienia się o dwie kategorie wagowe wyżej, twardo wierząc w jedną z podstawowych prawd boksu: nie waga i siła, lecz szybkość daje zwycięstwa.
Prawie zawsze walczył z większymi od siebie, kolejne sukcesy potwierdzały jego niezwykły talent. Zatrzymał karierę Ricky'ego Hattona, potem pobił Miguela Cotto, Joshuę Clotteya i Antonio Margarito.
Mosley to też pięściarz z charakterem, wzloty jego długiej kariery (ma 39 lat) także wiązały się ze zwycięstwami nad Da La Hoyą (po drugim stwierdzono, że brał doping – EPO), miewał jednak także spektakularne wpadki. Odmienił w 2009 roku wizerunek gasnącego mistrza efektownie nokautując w dziewiątej rundzie Margarito, lecz wcześniej i później przegrał dwie głośne walki: z Miguelem Cotto i Floydem Mayweatherem Jr.