Skleić dwa ringi

Amatorską wersję tego sportu czeka rewolucja, która już się zaczęła

Publikacja: 13.05.2011 01:25

Amatorski boks po staremu

Amatorski boks po staremu

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Pomysł jest  prosty, ale niełatwy do wykonania. Zatrzymać najlepszych amatorów, skusić ich pieniędzmi, by nie podpisywali masowo zawodowych kontraktów. Adam Kusior, były trener reprezentacji Polski i prezes Polskiego Związku Bokserskiego, dziś szef  Komisji Trenerskiej Światowej Federacji Boksu Amatorskiego (AIBA), twierdzi, że World Series of Boxing (Liga Zawodowa) to znaczący ruch 65-letniego Chińczyka z Tajwanu Ching-kuo Wu, z zawodu architekta, który przewodzi amatorskiemu boksowi.

Czas pokaże, czy te działania będą skuteczne, na razie są pierwsze sukcesy. Mecze Ligi Zawodowej cieszyły się dużym zainteresowaniem (szczególnie w Azji), pokazywano je w telewizji, pisały o nich największe gazety. Chociażby „L'Equipe", która ujawniła, że bokserzy z Paryża, zwycięzcy Ligi, zarabiają miesięcznie od 1200 do 3000 euro. Za zwycięstwo w meczu otrzymywali 4 tysiące, za porażkę tysiąc. W turniejach amatorskich o takich pieniądzach wciąż mogą tylko marzyć. Utrzymanie zawodowej drużyny, takiej jak Paryż United, to wydatek rzędu 2 – 3 mln euro rocznie.

Paryż wygrywa z Astaną

W lidze zawodowej wystąpiło 12 drużyn z trzech kontynentów: Ameryki (Los Angeles Matadors, Memphis Force, Mexico City Guerreros, Miami Gallos), Azji (Astana Arlans, Baku Fires, Pekin Dragons, Incheon Red Wings) i Europy (Istanbulls, Milano Thunder, Moscow Kremlin Bears, Paris United).

Każdy z kontynentów miał swoją grupę składającą się z czterech drużyn, a zawody rozgrywano systemem mecz i rewanż. Dwa razy u siebie i dwa razy na wyjeździe. Walczono w pięciu kategoriach wagowych: koguciej (54 kg), lekkiej (61), średniej (73), półciężkiej (85) i superciężkiej (plus 91). Walki były pięciorundowe (5 x 3 min) i punktowano je tak jak w boksie profesjonalnym.

Promotorzy Ligi Zawodowej zatrudniali do każdej z drużyn od trzech do pięciu zawodników w każdej wadze, a pozostali byli wybierani z draftu, do którego narodowe federacje zgłaszały swych najlepszych zawodników. W ten sposób trafiło do ligi dwóch polskich pięściarzy – Łukasz Maszczyk do koreańskiego Incheon Red Wings i Michał Chudecki do Milano Thunder. Maszczyk, olimpijczyk z Pekinu w wadze 48 kg, stoczył sześć przegranych walk w kategorii koguciej, a Chudecki nie wystąpił ani razu.

Do finału w chińskim Guiyang  dotarły drużyny z Paryża i Astany, wygrała ta pierwsza i odebrała czek na pół miliona dolarów. Teraz najlepsi zawodnicy w pięciu kategoriach wagowych wezmą udział w turnieju indywidualnym. Walki będą siedmiorundowe. Zwycięzcy oprócz finansowych premii zapewnią sobie udział w igrzyskach olimpijskich w Londynie z prawem wyboru kategorii wagowych. Pamiętajmy, że w tych rozgrywkach pięściarze walczą bez kasków, bez koszulek i w rękawicach, którymi można nokautować rywali, nie tak jak w „czystym" amatorstwie.

Maszczyk podpisał kontrakt z Incheon Red Wings na trzy lata. Ma wynajęte mieszkanie w Pohang i dobre warunki do treningu. – Liga zawodowa to niejedyny rewolucyjny pomysł AIBA – mówi „Rz" Kusior. – Do Ałma Aty zjeżdżali najlepsi europejscy, amerykańscy, rosyjscy trenerzy i naukowcy. Rozmawialiśmy o tym, jak nauczać prawidłowo boksu, i wszystko to spisywaliśmy. Teraz polecę na Kubę, by spotkać się z legendarnym Alcidesem Sagarrą i jego współpracownikami – opowiada Kusior.

Na pytanie, kiedy najlepsi zawodowcy wystartują na igrzyskach olimpijskich, nie potrafi jednak dać wiążącej odpowiedzi. – Moim zdaniem nie nastąpi to jeszcze w Rio de Janeiro (2016). To jednak wciąż dwie różne dyscypliny, choć Liga Zawodowa pokazała, że amatorzy w nowej formule radzą sobie znakomicie, a zainteresowanie widzów i sponsorów budzi optymizm.

Maszynki zostaną

Na razie boks amatorski konsekwentnie inwestuje w swoje struktury. W Kazachstanie powstaje Akademia Boksu, a rząd dokłada do tego interesu 35 mln dolarów. Ligę Zawodową wymyślili Chińczycy, można więc powiedzieć, że Azja atakuje i rządzi.

– Tam jest znacznie więcej pieniędzy niż w Europie. Ameryka dopiero szuka sposobów, jak ratować boks amatorski. Dlatego zamiast w Kanadzie będziemy mieć Akademię w Kazachstanie – twierdzi Kusior, który lata tam kilka razy w roku.

Wiadomo już, że będą zmiany w systemie punktowania walk. Maszynki do liczenia ciosów niestety zostaną, ale punktacja będzie wyglądała inaczej niż dotychczas. Nowy system jest już testowany i jeśli się sprawdzi, będzie używany na igrzyskach w Londynie (2012).

Do tej pory, żeby cios został zaliczony, minimum trzech z pięciu sędziów musiało nacisnąć  przycisk w ciągu sekundy. Ograniczeń czasowych ma już nie być, ale specjalny program komputerowy uniemożliwi manipulacje. Wynik walki będzie znany dopiero po każdej rundzie i na koniec.

Nie będzie więc możliwości, by zaszły tak fatalne pomyłki jak ta na igrzyskach w Atenach (2004), gdzie Andrzej Rżany, walcząc o medal, nie podejmował walki w ostatnich sekundach, bo był przekonany (tak mu podpowiadał trener), że wygrywa, choć przegrywał jednym punktem. Dziś musiałby walczyć do końca, bez świadomości, jaki jest rezultat.

Za wcześnie mówić, że po tym, co wymyśliła AIBA, amatorzy będą mieli lepsze życie. Ale wreszcie pojawia się alternatywa dla zawodowego kontraktu.

Pomysł jest  prosty, ale niełatwy do wykonania. Zatrzymać najlepszych amatorów, skusić ich pieniędzmi, by nie podpisywali masowo zawodowych kontraktów. Adam Kusior, były trener reprezentacji Polski i prezes Polskiego Związku Bokserskiego, dziś szef  Komisji Trenerskiej Światowej Federacji Boksu Amatorskiego (AIBA), twierdzi, że World Series of Boxing (Liga Zawodowa) to znaczący ruch 65-letniego Chińczyka z Tajwanu Ching-kuo Wu, z zawodu architekta, który przewodzi amatorskiemu boksowi.

Czas pokaże, czy te działania będą skuteczne, na razie są pierwsze sukcesy. Mecze Ligi Zawodowej cieszyły się dużym zainteresowaniem (szczególnie w Azji), pokazywano je w telewizji, pisały o nich największe gazety. Chociażby „L'Equipe", która ujawniła, że bokserzy z Paryża, zwycięzcy Ligi, zarabiają miesięcznie od 1200 do 3000 euro. Za zwycięstwo w meczu otrzymywali 4 tysiące, za porażkę tysiąc. W turniejach amatorskich o takich pieniądzach wciąż mogą tylko marzyć. Utrzymanie zawodowej drużyny, takiej jak Paryż United, to wydatek rzędu 2 – 3 mln euro rocznie.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?