Gdyby nie to, że walka odbyła się w Kolonii, a Sturm nie był mistrzem świata wynik mógł być odwrotny. Jeden z sędziów wypunktował (115:113) wygraną Macklina, a dwóch pozostałych postawiło (116:112) na syna bośniackich imigrantów, co pozwoliło mu zachować tytuł.
19 tysięcy widzów w Lanxess Arena obejrzało znakomity pojedynek prowadzony w szalonym tempie od pierwszego do ostatniego gongu, głównie za sprawą 29. letniego Irlandczyka, który zrobił wszystko, by złamać opór byłego mistrza Europy amatorów.
Ale Sturm, który do 2001 roku nosił nazwisko Adnan Catić nie dał się złamać. Dobrze blokował ciosy Macklina, a jego lewy prosty chyba robił jeszcze większe wrażenie na sędziach niż na Irlandczyku. W ostatnich dwóch rundach, niepewny sukcesu Sturm pokazał kilka wspaniałych akcji, ale moralnym zwycięzcą tego pojedynku był jednak Macklin, który na ringu w Kolonii zostawił serce.
Dla Sturma, który ponoć zbijał 14 kg nadwagi, to sygnał ostrzegawczy. Jeśli spotka się z Argentyńczykiem Sergio Martinezem lub Kazachem Gienadijem Gołowkinem, to losy jego mistrzostwa mogą być przesądzone. Oczywiście jeśli będzie się tak bił jak z Macklinem.
Irlandczyk walczył w Kolonii jak o życie. Być może to była jego jedyna szansa zdobycia mistrzostwa świata, więc starał się za wszelką cenę ją wykorzystać. Dzięki niemu była to jedna z najlepszych i najbardziej emocjonujących walka w tym roku. Niemiec kończył ją poraniony i ociekający krwią, niepewny wygranej. Tak jak siedem lat temu Oscar De La Hoya w Las Vegas. Wtedy lepszy był Sturm, ale sędziowie zrobili prezent wielkiej gwieździe zawodowego boksu i dali mu pas organizacji WBO, na który nie zasłużył. Teraz spłacili w pewnym sensie dług i wskazali na Sturma. Tak czasami w zawodowym boksie bywa, że ściany pomagają mistrzom i gospodarzom.