Fernando Alonso zanim ruszył po zwycięstwo, przeżył niecodzienną przygodę. Półtorej godziny przed rozpoczęciem rywalizacji wykonywał pokazowe przejazdy po torze za kierownicą 60-letniej wyścigówki Ferrari, którą w 1951 roku na Silverstone Argentyńczyk Jose Froilan Gonzalez poprowadził do pierwszego w historii triumfu włoskiej ekipy w mistrzostwach świata F1.
Tuż po zakończeniu przejazdów rozpoczęła się parada kierowców, ale na platformie ciężarówki obwożącej zawodników wokół toru zabrakło Alonso, który po zaparkowaniu starego Ferrari w alei serwisowej rzucił się biegiem za odjeżdżającymi rywalami. Z pomocą przyszedł kierowca samochodu medycznego: podwiózł Hiszpana do pierwszego zakrętu. Alonso zaczynał wyścig z trzeciego pola, mając przed sobą duet Red Bulla. Padający godzinę przed startem deszcz solidnie zmoczył środkowy fragment toru, ale okolice prostej startowej pozostawały suche i cała stawka ruszyła do boju na ogumieniu przejściowym wyposażonym w płytki bieżnik, pomagający utrzymać przyczepność na wilgotnej nawierzchni. Sebastian Vettel wystrzelił z drugiego pola i objął prowadzenie, za nim pędził Mark Webber i Alonso.
Ulubieniec lokalnej publiczności, Lewis Hamilton, po zawalonych kwalifikacjach startował dopiero z dziesiątego pola, ale już po kilku okrążeniach jechał na piątej pozycji. Kiedy mokre partie toru zaczęły przesychać, zawodnicy zjechali po gładkie opony. Alonso, który w tym sezonie mocno narzeka na słabo dogrzewające się ogumienie, tuż po zmianie został wyprzedzony przez Hamiltona, a tysiące brytyjskich kibiców zgromadzonych na nowych trybunach wokół Silverstone wydało z siebie okrzyk radości.
Przedwcześnie, bo kiedy opony w Ferrari osiągnęły odpowiednią temperaturę, Hiszpan wrócił na trzecią pozycję. – Lewis dość łatwo mnie wyprzedził, na tym etapie był bardzo szybki – mówił Alonso po wyścigu. – Zachowaliśmy jednak spokój i wiedzieliśmy, że nasza szansa nadejdzie później. Na półmetku rywalizacji kierowcy zaczęli zjeżdżać po drugi komplet gładkich opon i wówczas przed garażem Red Bulla rozegrał się dramat w dwóch aktach. Najpierw mechanicy niemrawo obsłużyli Webbera i w połączeniu z bardzo kiepskim okrążeniem wyjazdowym pozwoliło to Alonso i Hamiltonowi znaleźć się przed Australijczykiem.
Okrążenie później na stanowisku serwisowym pojawił się Vettel i spędził przed garażem ponad 11 sekund. – W lusterkach niewiele widać, ale z tego co zdołałem dostrzec, tylne lewe koło chyba nie zostało do końca dokręcone – opowiadał kierowca Red Bulla. – Mechanicy opuścili samochód z podnośników, ale zorientowali się, że koło jest niedokręcone i podnieśli auto z powrotem. Alonso nie zmarnował prezentu i spokojnie zwiększał przewagę, a Hamilton próbował utrzymać za sobą Vettela. Niemiec nie zdołał wyprzedzić go na torze, ale dzięki wcześniejszej ostatniej zmianie opon przesunął się na drugie miejsce.