W weekend kolarze kończą podbój Pirenejów i kierują się ku Alpom. W sobotę XIV etap, najtrudniejszy z dotychczasowych, z Saint-Gaudens do Plateau de Beille (168 km, transmisja o 12.15 w Eurosporcie), w niedzielę wiodący już po płaskim XV etap z Limoux do Montpellier (187 km, 14.30, Eurosport), przedostatnia w wyścigu okazja dla sprinterów.
Po dwóch tygodniach ścigania wciąż nie wiadomo, kto jest głównym faworytem do zwycięstwa w Tour de France. Francuz Thomas Voeckler jest liderem tymczasowym, choć trzymającym się nad wyraz dzielnie. Żółtą koszulkę miał oddać już na pierwszym pirenejskim etapie do Luz-Ardiden, a utrzymał ją przez dwa kolejne dni w wysokich górach. Głównie dzięki temu, że najwięksi faworyci nie zdecydowali się na wczesne odkrywanie kart.
W sobotę powinny jednak nastąpić oczekiwane przetasowania w czołówce klasyfikacji. Czeka nas w tym dniu najtrudniejszy etap w Pirenejach, gdzie często rozstrzygały się losy całego wyścigu. Na trasie jest aż sześć trudnych podjazdów: Col de Portet-d’Aspet (1069 m n.p.m.), Col de la Core (1395 m), Col de Latrape (1110 m), Col d’Agnes (1570 m), Port de Lers (1517 m) i finiszowy podjazd formatu XXL (15,8 km wspinania przy średnim przewyższeniu 7,9 procent) na Plateau de Beille (1780 m).
Wzniesienia te nie mają może tej sławy co Aubisque czy Tourmalet, już pokonane w tym roku przez peleton Tour de France, ale nagromadzenie tak dużej liczby podjazdów na krótkim 168-kilometrowym dystansie, sprawia, że sobotnie ściganie będzie dla wszystkich wielkim wyzwaniem. Można się spodziewać ataków od samego startu i takich akcji już nie będzie można lekceważyć.
Wielcy wyścigu muszą pokazać swoją prawdziwą wartość. Na razie wiemy, że główny faworyt, trzykrotny zwycięzca Tour de France Alberto Contador, nie czuje się najlepiej. Już na pierwszym etapie poniósł stratę, która jeszcze się pogłębiła na pierwszym etapie w Pirenejach. Hiszpan twierdzi wprawdzie, że z każdym dniem mniej odczuwa ból kontuzjowanego kolana, ale czy będzie w stanie zaatakować już teraz?