Ma dopiero 23 lata, specjalizuje się w wyścigach na 200 m, czyli kajakowym sprincie, i co sezon sięga wyżej. Rok temu był brązowym medalistą mistrzostw Europy i świata. Teraz zdobył złoto w obu mistrzostwach, a przedzielił je zwycięstwem w Pucharze Świata w Duisburgu. Wczorajszy finał w Szegedzie wygrał jak na paradzie.
Teraz chce kajakowego Wielkiego Szlema: złota olimpijskiego do kompletu z tegorocznymi z ME i MŚ. Mistrzostwa olimpijskiego polskie kajakarstwo jeszcze nie miało.
W Szegedzie Polacy zdobyli siedem medali – dwa złote, dwa srebrne i trzy brązowe – ale tylko trzy w konkurencjach olimpijskich. Drugim złotym medalistą jest wracający po kłopotach ze zdrowiem Marek Twardowski. Wygrał wyścig w K1 na 500 m, jedną z tych konkurencji, które wypadły z programu igrzysk, bo trzeba było zrobić miejsce debiutującym w nich sprintom. I nie jest wykluczone, że Twardowski w Londynie popłynie właśnie w sprincie, w K2 razem z Siemionowskim.
Mistrz świata na 200 m wychował się na kajakarza w Mrągowie, ale teraz reprezentuje Zawiszę Bydgoszcz, jako żołnierz oddelegowany do sportu. Siemionowski jest też ciekawym przykładem na to, jak funkcjonuje Klub Londyn 2012, czyli elita polskiego sportu, medaliści mistrzostw świata w olimpijskich konkurencjach.
Teoretycznie miejsce w KL 2012 oznacza, że każdy z nich może przygotowywać się do igrzysk według wybranego przez siebie programu. Ale Siemionowski, typ samotnika, o taką swobodę musiał długo walczyć. Dopiero na początku 2011 roku związek kajakowy zgodził się na to, by szeregowy z Bydgoszczy rozstał się z trenerem z reprezentacji i przygotowywał tylko z klubowym Mariuszem Słowińskim. Trzeba było do tego trójstronnych negocjacji: kajakarz, związek, ministerstwo. A złoto w Szegedzie jest potwierdzeniem, że warto rozmawiać.