Każdy z biegaczy jest bohaterem w swoim domu

Paco Borao - przewodniczący AIMS – Międzynarodowego Stowarzyszenia Maratonów i Biegów Ulicznych

Publikacja: 13.09.2011 01:04

Każdy z biegaczy jest bohaterem w swoim domu

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

W jakim celu powstała organizacja, której pan przewodzi?

Paco Borao: Po pierwsze jesteśmy stowarzyszeniem, nie federacją związków jak IAAF. Powstaliśmy, bo IAAF nie zajmował się biegami ulicznymi i doszliśmy do tego, że zrzeszamy 320 biegów w 96 krajach – od piasków Sahary po Tokio, od Nowego Jorku po Krynicę.

AIMS to względnie młoda organizacja, powstała w 1982 roku. Tempo rozwoju od początku ma jednak duże, skąd ten wzrost?

Przede wszystkim dlatego, że mamy proste cele. Pierwszy to promocja i wspieranie rozwoju biegania na całym świecie. Uznajemy, że biegi to świetny sposób na poprawę stanu zdrowia i kondycji społeczeństwa.

Po drugie pomagamy wymieniać doświadczenia między organizatorami biegów. To wszystko dobrze działa, więc rośniemy w siłę.

Czy lata pracy w biznesie pomogły panu prowadzić działalność na polu sportowym?

Tak i jestem bardzo wdzięczny firmie IBM za to, że dała mi okazję pracować w naprawdę wielkiej skali. Nauczyłem się tam, jak sprawnie realizować projekty, jak zarządzać relacjami międzyludzkimi, tak by działać wspólnie, a nie przeciw sobie. Pracując w biznesie nauczyłem się zawsze szukać porozumienia między ludźmi. Dzięki IBM znam także język angielski, na początku posługiwałem się tylko hiszpańskim i francuskim. Moja praca w AIMS stała się zatem znacznie łatwiejsza.

Ma pan jakąś szczególną radę dla polskich organizatorów imprez biegowych?

Wszystko potrzebuje czasu. Myślę, że skoro kraje Europy Wschodniej mają za sobą tylko 20 lat życia w nowej rzeczywistości politycznej i gospodarczej, to przede wszystkim ważna jest wiara w siebie, w to, że warto się starać. Polska jest dużym krajem, jeszcze nie jesteście na szczycie, ale nie patrzcie na to, tylko zobaczcie, gdzie byliście wcześniej. Widać wielki postęp. Bieganie maratonów to oczywiście tylko jeden z aspektów poprawy jakości życia. Macie już siedem ważnych imprez biegowych, nawet do tak małego miasta jak Krynica przyjeżdżają tysiące ludzi.

Lekkoatletyka tak naprawdę jest biedakiem. Bogate są piłka nożna, tenis lub golf

A jak przekonywać sponsorów, że warto inwestować w bieganie?

Wiem, że, świecie wielkiego sportu lekko- atletyka jest tak naprawdę biedakiem. Bogaty jest futbol, tenis lub golf. Szukając sponsora, na początku zwracam uwagę na to, czy w firmie-kandydacie na sponsora są osoby biegające, czy wśród menedżerów z zarządu ta sprawa ma wymiar osobisty – to często pomaga. Druga rzecz: nie trzeba prosić o minimum, trzeba prosić o maksimum. Są też dwa sposoby pokazywania zysków ze sponsorowania biegania. Jeden klasyczny – to reklama dzięki pokazywaniu logo i obecności w mediach, drugi to zachęcanie do tworzenia wizerunku firmy, która robi biznes w duchu odpowiedzialności społecznej. Chyba najlepszym wyjściem jest połączenie wszystkich tych sposobów.

Czy bieganie wciąż potrzebuje wielkich idoli, osobowości takich jak Fred Lebow czy Grete Waitz?

Biegałem w Nowym Jorku, znałem Freda Lebowa. Był pionierem i pionierów się pamięta. Grete Waitz też była bohaterką swoich czasów. Ale przecież są następcy: wszyscy wiemy, kim jest Haile Gebrselassie, co zrobiła Paula Radcliffe. W każdym kraju są też lokalni idole, u nas w Hiszpanii to na przykład Abel Anton. Ale wydaje mi się, że każdy z biegaczy jest przede wszystkim  bohaterem w swoim domu, w swoim środowisku. Sąsiedzi wiedzą, że wybiega rano na trening, w pracy wiedzą, że pojechał na zawody. To też oznacza trochę dumy. No i samo bieganie daje poczucie szczęścia.

Ile maratonów pan ukończył?

Dziewiętnaście i na razie wystarczy. Ale wciąż biegam, może już nie tak intensywnie jak dawniej, bo miałem poważne problemy ze zdrowiem, ale walczę. Biegacze to wojownicy.

Czym wyróżnia się maraton w Walencji, który pan organizuje?

Zabrało nam 30 lat, żeby przekonać władze miasta, że to jest dla Walencji dobry biznes. Teraz maraton jest w strategicznym planie rozwoju miasta. Wszystkie bramy są dla nas otwarte, wcześniej byliśmy spychani na obrzeża.

Jakie są pańskie marzenia związane z maratonami i biegami ulicznymi?

Na razie mam dwa. Po pierwsze chciałbym przenieść naszą centralę do Aten, bo to miasto jest symbolem maratonu. Po drugie chciałbym zjednoczyć wszystkie organizacje zrzeszające maratony i biegi uliczne w jedną. Mam nadzieję, że osiągniemy to za rok. Wtedy sformułujemy nowe cele. Zawsze będzie mi zależeć na wzroście i uznawaniu nas za poważny, rozpoznawalny sport. Tak naprawdę wydaje mi się, że wciąż jesteśmy na początku drogi.

W jakim celu powstała organizacja, której pan przewodzi?

Paco Borao: Po pierwsze jesteśmy stowarzyszeniem, nie federacją związków jak IAAF. Powstaliśmy, bo IAAF nie zajmował się biegami ulicznymi i doszliśmy do tego, że zrzeszamy 320 biegów w 96 krajach – od piasków Sahary po Tokio, od Nowego Jorku po Krynicę.

Pozostało 93% artykułu
SPORT I POLITYKA
Wielki zwrot w Rosji. Wysłali jasny sygnał na Zachód
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
SPORT I POLITYKA
Igrzyska w Polsce coraz bliżej? Jest miejsce, data i obietnica rewolucji
SPORT I POLITYKA
PKOl ma nowego, zagranicznego sponsora. Można się uśmiechnąć
rozmowa
Radosław Piesiewicz dla „Rzeczpospolitej”: Sławomir Nitras próbuje zniszczyć polski sport
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Sport
Kontrolerzy NIK weszli do siedziby PKOl