Pozostali zeszli do niej wcześniej. Dziś poszkodowanych ma zabrać do Katmandu śmigłowiec. Nie jest jednak pewne, czy maszyna zdoła tam dolecieć.
30 września na szczycie Makalu stanęli: kierownik wyprawy Artur Hajzer, Adam Bielecki i Tomasz Wolfart. Wspinali się bez tlenu z butli. Ośmioosobowa wyprawa polskich alpinistów działała samodzielnie, jako jedyna na tej górze. Nie wynajmowała Szerpów wysokościowych.
Wolfart nie był w stanie zejść do namiotu obozu szturmowego (7800 m). Spędził noc pod gołym niebem. Rano z trudem dołączył do czekających na niego kolegów, którzy zeszli z wierzchołka, oraz Macieja Stańczaka, który nie wyruszył do ataku na szczyt. W niedzielę cała czwórka znajdowała się wciąż na wysokości 7200 m na przełęczy Makalu La. Artur Hajzer poprosił o pomoc.
W poniedziałek do bazy dotarło pięciu ratowników Szerpów. Helikopter był w stanie prawdopodobnie dolecieć do wysokości 4600 m. Dalej ratownicy musieli iść.
Bielecki zszedł do bazy sam jeszcze w poniedziałek. Hajzer, asekurowany przez kolegów, którzy wyszli na ratunek, Kacpra Tekieli i Adama Ciućkę, we wtorek. Wkrótce szerpańscy ratownicy sprowadzili do bazy Wolfarta i Stańczaka. Ten drugi był w najgorszym stanie, dostawał tlen i leki. Akcją od strony medycznej kieruje z Gdańska doświadczony himalaista i lekarz wyprawowy dr Robert Szymczak.