Żaden zespół – co dopiero Ferrari – nie podpisałby w ciemno kontraktu z kierowcą, który co prawda rok temu był na czele listy życzeń, ale obecnie nie wiadomo kiedy i w jakiej formie wróci na tor. Podawanie konkretnych kwot w kontekście zawarcia takiej umowy świadczy o oderwaniu od realiów Formuły 1.

Kwestie kontraktowe są zawsze pilnie strzeżonymi sekretami, a co dopiero przy tak niecodziennej sprawie, jaką byłoby zaangażowanie zawodnika, który dziesięć miesięcy spędził na leczeniu obrażeń i nie doszedł jeszcze do sprawności umożliwiającej mu prowadzenie wyścigówki F1. Do przecieków takich informacji dochodzi w świecie F1 wyjątkowo rzadko.

Menedżer Kubicy Daniele Morelli na wieść o plotkach dotyczących kontraktu z Ferrari stwierdził, że dziennikarze mogą sobie pisać, co chcą, a on nie odnosi się do żadnych prasowych spekulacji. Włoch nabrał wody w usta i zamiast snuć prognozy, czeka, aż Kubica będzie mógł pokazać, że jest gotów do powrotu. Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której zespół nie dość, że podpisałby kontrakt, to jeszcze zobowiązał się do zapłaty wynagrodzenia kierowcy, którego forma jest niewiadomą. Chyba że przedstawiciele Ferrari wiedzą coś, czego my nie wiemy.