W poniedziałek Manchester City przegrał dopiero pierwszy ligowy mecz w tym sezonie – na Stamford Bridge z Chelsea 1:2, choć prowadził 1:0. – Jesteśmy wystarczająco silni, by zacząć znów wygrywać i jedna porażka tego nie zmieni – przekonuje Roberto Mancini. Bagatelizuje bójkę Mario Balotellego z Micahem Richardsem na treningu.
– Zapytałem Mario: "dlaczego znowu Ty?" – opowiada Mancini, nawiązując do napisu na koszulce, którą napastnik reprezentacji Włoch pokazał podczas zwycięskich derbów z United (6:1). – Odpowiedział, że zdenerwował się, bo nie doczekał się podania. To głupie, ale obaj już się pogodzili. Oni są bardzo dobrymi przyjaciółmi, zachowują się jak bliźniacy.
To nie pierwszy wybryk Balotellego. Wcześniej bił się z Jerome'em Boatengiem, Aleksandarem Kolarovem i Vincentem Kompany'm. Ale Mancini przymyka oko na jego wybuchowy charakter. Wie, że rozmowy wychowawcze nie mają sensu – on i tak zrobi swoje. Woli sobie z niego pożartować.
– Zbliżają się święta i Nowy Rok. Lepiej, żeby Mario został w hotelu – śmieje się Mancini, przypominając jak w październiku skończyła się zabawa Balotellego z fajerwerkami. W domu piłkarza trwa remont po tym, jak wspólnie z kolegami odpalił w łazience petardy.
Na boisku jest równie nieprzewidywalny. I to jego wielka zaleta. Razem z Sergio Aguero, Davidem Silvą, Samirem Nasrim i Edinem Dżeko potrafi rozbić każdą obronę. Wojciech Szczęsny nie powinien się nudzić w bramce.