Sielicki: udało się uczynić z szachów produkt marketingowy

Tomasz Sielicki, prezes Polskiego Związku Szachowego, o sukcesach i niepowodzeniach kadry, przywracaniu szachom blasku i planach organizacji olimpiady

Publikacja: 21.01.2012 00:01

Sielicki: udało się uczynić z szachów produkt marketingowy

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Jaki był miniony rok dla polskich szachów?

Tomasz Sielicki:

Bardzo dobry, bo zdobyliśmy srebrny medal w indywidualnych mistrzostwach Europy. Radosław Wojtaszek w Aix-les-Bains grał rewelacyjnie, a był to niezwykle silny turniej, bo walczono w nim o awans do mistrzostw świata. W drużynowych mistrzostwach Europy juniorów do lat 18 nasi chłopcy zdobyli złoto. W indywidualnych mistrzostwach tej kategorii zajęliśmy drugie miejsce w klasyfikacji medalowej za Rosją, więc to także duży sukces.

Wielkim osiągnięciem był triumf 17-letniego Darka Świercza w mistrzostwach świata do lat 20. Takie turnieje to już przedsionek wielkich szachów zawodowych. I mamy tu mistrza świata. Dla nas to ogromna satysfakcja, bo Darek dwa lata temu został objęty specjalnym programem szkoleniowym PZSzach i Polonii Wrocław. Miał dodatkowe środki, trenerów, specjalny program startów. I szybko poczynił postępy po półtorarocznej stagnacji od zdobycia tytułu arcymistrza w wieku 14 lat. Rok zamknęły brązowe medale zdobyte w grudniowych mistrzostwach Europy w Warszawie przez Roberta Kempińskiego w szachach szybkich i Wojtaszka – w szachach błyskawicznych.

Jeszcze wcześniej, bo w listopadzie, kobieca reprezentacja w drużynowych mistrzostwach Europy wywalczyła srebro w klasyfikacji generalnej i dwa medale na szachownicach.

Nasze panie sprawiły bardzo miłą niespodziankę. Nikt się nie spodziewał takiego sukcesu, bo z „cudownej" drużyny, która sześć lat temu w Goeteborgu zdobyła złoty medal, zabrakło opiekującej się dzieckiem Iwety Rajlich, także Marty Zielińskiej, reprezentującej obecnie federację niemiecką, i Joanny Dworakowskiej, która nie mogła grać z powodów osobistych. Mimo braku trzech podstawowych zawodniczek zdobyliśmy srebrny medal, byliśmy jedynym zespołem, który zremisował z Rosją, zdecydowanym zwycięzcą turnieju. Wyprzedziliśmy szachowe potęgi – Gruzję, Armenię, Azerbejdżan, grając w dość eksperymentalnym składzie. Ale to właśnie w Porto Carras objawił się talent Kariny Szczepkowskiej-Horowskiej, która wygrała pierwsze pięć partii, a potem z pozycji siły zremisowała z byłą mistrzynią świata Aleksandrą Kosteniuk. Wyniki te dały jej normę na mistrza międzynarodowego i brązowy medal na czwartej szachownicy. Jola Zawadzka, która miała trudniejszy start, a potem popisała się skutecznym finiszem w najważniejszych partiach, zdobyła srebro na drugiej. Rewelacyjne wyniki.

Łyżką dziegciu w pięknym sezonie okazały się tylko mistrzostwa świata juniorów. Pierwszy raz od dziesięciu lat z tej imprezy nie przywieźliśmy medalu. A przecież w poprzednim sezonie w klasyfikacji medalowej mistrzostw wyprzedziliśmy Rosję. Analizujemy tę sytuację, wyciągamy wnioski. Może ekipa zapomniała, że pojechała do Brazylii w innym celu niż kąpanie się w basenach i zwiedzanie? Wolałbym, żeby wrócili bladzi, a nie pięknie opaleni, ale z medalami.

Obejmując funkcję prezesa, mówił pan, że celem związku jest przywrócenie szachom blasku, jaki miały w II Rzeczypospolitej. Jak to zrobić?

Wydaje mi się, że to powoli następuje. Szachy wchodzą na salony. Mistrzostwa Polski odbywają się w samym centrum stolicy, w obecności mediów, przy uczestnictwie wszystkich najlepszych, z dobrymi nagrodami. Takie szachowe święta już udało się przywrócić. W lutym odbędzie się trzecia edycja mistrzostw i mamy nadzieję, że będzie jeszcze bardziej udana niż dwie poprzednie. Poza tym zorganizowaliśmy mecze na Zamku Królewskim, uczestniczymy w Nocy Muzeów. Ogromna liczba warszawiaków zwiedza wystawy, które proponuje Polski Związek Szachowy. Pojawiamy się w prasie i telewizji. Czołowe szachistki są bardzo ciekawymi osobowościami. Chociażby nasza liderka Monika Soćko. Nie dość, że ma tytuł arcymistrza męskiego, co jest rzadkością, i wraz z mężem Bartoszem stanowi parę, w której obie strony posiadają takie tytuły - na świecie są chyba tylko trzy takie przypadki – to jeszcze państwo Soćkowie mają troje dzieci, które też grają w szachy. W dodatku są niezwykle pogodnymi ludźmi. Nasze szachistki są młode, ładne, inteligentne, zaczynają się nimi interesować pisma kobiece.

Myślę, że ważnym elementem tego przywracania blasku jest także to, że udało nam się uczynić z szachów produkt marketingowy. Oczywiście to nie jest sport telewizyjny. Nie można w naszym przypadku przyciągnąć sponsorów takich jak w piłce nożnej czy siatkówce, ale znalazły się firmy, które dostrzegły, że mogą się poprzez szachy promować. To one sponsorują mistrzostwa Polski. Do niedawna szachy żyły w głównej mierze z dotacji Ministerstwa Sportu. Teraz udało nam się znaleźć dodatkowe źródła finansowania. W 2010 roku pozyskaliśmy od sponsorów 400 tysięcy złotych, w minionym było to około 600 tysięcy. To już są istotne kwoty.

Jednym z pana celów było zorganizowanie w Polsce olimpiady szachowej w 2018 roku, w setną rocznicę odzyskania niepodległości.

Piękna rocznica przywrócenia państwowości wydaje się najlepszym powodem do zorganizowania tej imprezy w Polsce, gdyż właśnie twórcy II Rzeczypospolitej byli miłośnikami szachów. Marszałek Józef Piłsudski był honorowym prezesem Polskiego Związku Szachowego. Premier i wielu ministrów zasiadali w komitetach honorowych mistrzostw kraju, byli fundatorami nagród. Znana jest anegdota, jak to marszałek Piłsudski wyznaczył premię za najpiękniejszą partię w drugich mistrzostwach Polski, która była wielokrotnie wyższa niż nagroda za wygranie całego turnieju. Wreszcie właśnie II Rzeczpospolita zorganizowała jedyną do tej pory olimpiadę szachową w Polsce w roku 1935. Był to nasz wielki sukces. Grali w niej wszyscy legendarni mistrzowie świata na czele z Aleksandrem Alechinem i Maksem Euwe. Nasza reprezentacja zdobyła brązowy medal. To było gigantyczne przedsięwzięcie. Chcemy do tego nawiązać.

Łatwo będzie uzyskać prawo organizacji olimpiady? Może pomoże fakt, że został pan wybrany na wiceprezesa Europejskiej Federacji Szachowej (ECU)?

Funkcja pierwszego zastępcy prezesa jest ważna, ale główną korzyścią jest dostęp do informacji. Decyzja o organizacji olimpiady nie zapada jednak na zarządzie ani FIDE, którego także jestem członkiem, ani ECU, lecz na ogólnym zebraniu członków, gdzie każda federacja ma jeden głos. Wiele zależy od tego, jaka będzie konkurencja. Dziś trudno powiedzieć, kto będzie kandydował, bo w tej chwili dopiero zaczął się wyścig o olimpiadę 2016. Słyszałem, że mają się zgłosić Bułgaria i Kanada. Wiadomo, że w 2012 roku odbędzie się ona w Stambule, a dwa lata później w Tromsoe. Decyzja w sprawie roku 2018 zapadnie za dwa lata.

W minionym roku w Krakowie gościliśmy kongres FIDE. Co przyniósł polskim szachom?

Przede wszystkim prestiż, bo obrady miały miejsce w Polsce dopiero drugi raz – wcześniej w roku 1935 przy okazji wspomnianej olimpiady. Otwierając obrady 82. już kongresu, przypomniałem o tym, zaznaczając, że mam nadzieję, że jego uczestnicy będą o tym pamiętali, bo chcielibyśmy gościć kongres w Polsce trzeci raz, znów wspólnie z olimpiadą. Dostałem ogromne brawa, pomysł bardzo się spodobał.

Czym są dla pana szachy?

Dla mnie osobiście to wielkie hobby. Wprawdzie po młodzieńczym zafascynowaniu nimi przez kolejne 23 lata nie grałem ze względu na mocne zaangażowanie w pracę i działalność biznesową, ale teraz, gdy postanowiłem zmienić swoje życie zawodowe, działalność na ich rzecz i samo granie sprawia mi ogromną przyjemność.

W planie ogólnym wiadomo, że szachy są rywalizacją sportową. I to bardzo wyczerpującą. Szachista podczas długiej, kilkugodzinnej partii traci nawet dwa kilogramy wagi. Taki to intensywny wysiłek.

Szachy są wreszcie wspaniałe dla rozwoju młodych ludzi. Dostarczają umiejętności analitycznych, uczą rywalizacji i wyciągania wniosków z przegranych. Szachista w pewnym sensie jest przyzwyczajony do porażek. Każdy, nawet najlepszy, musiał je przełamywać, wyciągać z nich wnioski, unikać tych samych błędów. W sposób analogiczny przenosi się to na życie. I ci ludzie są po prostu lepszymi uczniami, stają się lepszymi studentami, a potem pracownikami.

Co z planem wprowadzenia szachów jako przedmiotu do szkół?

Szachy są już w wielu polskich szkołach obecne. Myślę, że w tej chwili w blisko połowie klas w szkołach prywatnych. W wielu publicznych też, ale zwykle jest to jakaś inicjatywa przyjaciela albo fanatyka szachów, czasem światłego dyrektora, bo nie ma ich w ministerialnych programach. Walka szła głównie o to, żeby nie był to jedynie ruch oddolny, tylko rzeczywista wytyczna. W tej chwili z wielką nadzieją śledzimy losy rezolucji Unii Europejskiej numer 50/2011, zalecającej wprowadzenie szachów do szkół jako metody nauki i rozwoju młodych ludzi. Jeżeli uzyska ona więcej niż 50 procent podpisów europosłów, będzie głosowana i może być przyjęta w Parlamencie Europejskim.

Na razie z 50 polskich parlamentarzystów podpisało się pod nią tylko 14. Będziemy się starali ich zmobilizować. Mamy czas do 15 marca. W tej chwili szachy są szkolnym przedmiotem w dwóch krajach: Armenii i Turcji.

Czego panu i polskim szachom życzyć w 2012 roku?

Szachistom zawsze życzę dwóch rzeczy: żeby mieli satysfakcję z własnej gry i z gry naszych reprezentantów. Dla nas będzie to okres szczególny, gdyż Europejska Federacja Szachowa ogłosiła go Rokiem Akiby Rubinsteina, jednego z najlepszych polskich szachistów w historii. Dlaczego? Bo równo sto lat temu wygrał on wszystkie turnieje, w których startował, i został oficjalnym pretendentem do tytułu mistrza świata. Miał grać z Emmanuelem Laskerem. Niestety, dużo czasu zajęło mu znalezienie sponsorów, bo mistrzowi świata należało zapewnić honorarium, a mecz musiał się toczyć o stawkę. Wreszcie zebrał fundusze w roku 1914, ale wybuchła wojna. O mistrzostwo świata Rubinstein już nigdy nie zagrał.

Jaki był miniony rok dla polskich szachów?

Tomasz Sielicki:

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem