To był wieczór tych, w których wątpiono. Puchar Vince'a Lombardiego miał podnieść w górę świetny rozgrywający Patriots Tom Brady, a wiadro napoju Gatorade miało być wylane na głowę Billa Belichicka, jednego z najwybitniejszych trenerów NFL.
Tymczasem święto zgarnęli im sprzeda nosa niedoceniani. Przy nazwisku Eli Manninga (rozgrywającego Giants) zawsze widniał dopisek „młodszy brat Peytona". Choć miał już na koncie jeden puchar (za sezon 2007), zawsze była wątpliwość, czy to szczęście, czy naprawdę umiejętności.
Trener Giants Tom Coughlin, po słabym początku rozgrywek nie był pewny swojej posady i dano mu dokończyć pracę chyba tylko dlatego, że po sezonie i tak wygasał jego kontrakt.
Eli Manning i Coughlin są związani na dobre i złe, nawzajem ratują swoje kariery. Trener osiem lat temu uwierzył w Manninga i dał debiutantowi szansę, a później wytrzymał krytykę, gdy drużyna z nowym quarterbackiem przegrywała mecze. Żniwo przyszło na koniec sezonu 2007, gdy Giants pierwszy raz stanęli naprzeciw niepokonanych Patriots i wygrali wbrew logice. Kontrakt Coughlina, tak jak teraz, miał wygasnąć z końcem sezonu.
Teraz doszły dodatkowe emocje i okazje do porównań, bo finał odbywał się na stadionie w Indianapolis – miejscu, w którym całą karierę spędził Peyton Manning. Nic dziwnego, że Eli na początku meczu był spięty i dwa razy dał się powalić na ziemię rywalom, zanim rzucił piłkę.