Mam jej więcej niż przed kilkoma miesiącami, kiedy jeszcze dobrze nie wiedzieliśmy, jak będzie wyglądała pierwsza jedenastka. Dziś to już nie jest tajemnica, chociaż Franciszek Smuda mówi, że przeciw Grecji wcale nie musi wystawić takiej samej drużyny, jaka wybiegła w meczach ze Słowacją i Andorą.
Pewnie, że nie musi, ale nie ma też dużego wyboru. Postawił na najlepszych i może najwyżej ubolewać, że kilku z tych piłkarzy nie gra na takim poziomie jak trójka z Borussii, Ludovic Obraniak czy Wojciech Szczęsny. Jednak wszyscy spisują się coraz lepiej. Narzekamy na obrońców, ale w pięciu ostatnich meczach reprezentacja nie straciła bramki. Wprawdzie przeciwnicy (z wyjątkiem Portugalii) odbiegali klasą od naszych przeciwników na Euro, ale strzelać gole potrafią. Polakom nie wbili.
Gospodarz turnieju wybrał na przeciwnika Andorę - ostatnią drużynę w rankingu FIFA. Ku pokrzepieniu serc? W przeszłości różnie bywało. Reprezentacja przegrywała nawet z drużynami klubowymi. Na piłkarzy spadała krytyka, a potem jechali na turniej i zwyciężali. Teraz mamy poczucie, że trener przygotował zespół najlepiej, jak mógł. Gramy u siebie, trafiliśmy na przeciwników, których możemy pokonać. Optymizm rośnie z dnia na dzień. I właśnie tego się trochę boję.