Był pan w hotelu Bristol odwiedzić rosyjskich piłkarzy. Jak czują się w Warszawie? Docierało do nich to, co działo się przed meczem?
Wojciech Kowalewski:
Słyszeli o planowanych demonstracjach, ale nie zrobiło to na nich wrażenia. Nie czują się zaszczuci, wręcz przeciwnie - spotykali się tylko z objawami sympatii. Polscy kibice przychodzą na treningi Rosjan i dopingują, proszą o autografy, czyli zachowują się tak jak w cywilizowanym kraju. Miło mi, że moi znajomi świetnie czują się wWarszawie. Są nawet zaskoczeni takim odbiorem.
Dłużej rozmawiał pan z Andriejem Arszawinem. Powiedział, że termin meczu Polska - Rosja jest niefortunny.
Smutno mu było, że do katastrofy lotniczej doszło w Rosji, na jego ziemi. Powiedział, że nie chodzi tu nawet o prezydenta, ale zwyczajnie o Polaków. Znam Rosjan i takie stanowisko nie jest dla mnie niczym nowym. Cieszę się, że takie słowa padają tu i teraz z ust lidera reprezentacji Rosji. Mam nadzieję, że usłyszą je wszyscy Polacy, bo on to mówił do nas, normalnych ludzi. Dla Rosjan to ma olbrzymie znaczenie. Może z tych naszych lęków i strachów wyjdzie coś naprawdę pozytywnego, co będziemy długo wspominali. Może taki mecz zbliży nas jako ludzi mieszkających w różnych krajach, ale myślących bardzo podobnie.