Został 16 lat temu pierwszym polskim medalistą olimpijskim w żeglarstwie, od razu złotym. Jego sukces w zatoce Savannah przerastał wyobraźnię. 21-letni chłopak z Warszawy z uśmiechem na ustach wygrał regaty w najcięższej klasie jednoosobowej, na królewskim Finnie.
Amerykańscy dziennikarze pisali wówczas, że uratował olimpijski byt zasłużonej, ale niekiedy mało efektownej klasy, dziwili się, że jego takielunek kupiono z drugiej ręki dopiero parę miesięcy przed igrzyskami, że nigdy wcześniej nie pływał w Savannah, że cierpi na chorobę morską i że po czwartym wyścigu zgubił zegarek.
Radosna kąpiel
Natychmiast po powrocie z Atlanty podbił serca rodaków. Byli nawet tacy, którzy kupowali wysłużone Finny i próbowali nimi pływać na cześć mistrza. Stał się osobą publiczną, docenianą przez sponsorów, kochaną przez media.
Przede wszystkim udowodnił jednak, że w wyczynowym żeglarstwie przypadków nie ma - na kolejnych igrzyskach w Sydney (2000) był w Finnie czwarty (medal uciekł mu raczej ze względów logistycznych, niż czysto sportowych), w Atenach (2004) znów był na podium, tym razem na trzecim miejscu.
Tamtą radosną kąpiel Polaka po ostatnim wyścigu długo pokazywano w powtórkach. Regularnie dokładał medale mistrzostw świata i Europy, sukcesy w Pucharze Świata oraz w roku 1999 tytuł Żeglarza Roku Międzynarodowej Federacji Żeglarskiej (ISAF).