Żołnierz z lusterkiem na wysięgniku sprawdza podwozie autobusu. Dwaj inni wchodzą do środka, rozglądają się, wypytują: czyja jest ta walizka, czyja ta. Bagażu jeszcze nie prześwietlają, na to będzie czas przy wejściach, tam gdzie mundurowych jest cała armia.
Tu pracuje pułk spadochroniarzy, tam oddział ze Szkocji. Żołnierzy sprowadzonych do ochrony igrzysk jest więcej niż wysłanych przez Wielką Brytanię do Afganistanu. I ciągle ich przybywa, zwłaszcza po tym jak firma ochroniarska nie wywiązała się z olimpijskiego kontraktu.
Co zrobić z widelcem
Dwaj czarnoskórzy żołnierze ze szkockimi naszywkami na mundurach cofają bagaż na taśmie, każą go otwierać, bo zobaczyli w skanerze coś, co im się wydało podejrzane. To coś okazuje się nitem przy torbie, więc trochę się uspokajają. Przeszukanie prawie zakończone, został jeszcze tylko protokół z zarekwirowania nożyczek.
- Mógłbym cię przepuścić, bo wiem, że jesteś z mediów, i myślę, że naprawdę potrzebujesz ich do cięcia. Ale jak ci jednak przyjdzie do głowy kogoś nimi zamordować, to mnie szef zapyta, dlaczego tych nożyczek nie zauważyłem. Wczoraj jeden z dziennikarzy miał widelec, bo chciał używać swoich sztućców w bufecie. I co mamy z takimi robić? - pyta jeden z nich i pokazuje na przezroczyste pudła, które od rana do wieczora zapełniają się wszystkim, co wygląda podejrzanie.
Nożyczki zarekwirowane, droga wolna. Można już przekroczyć granicę, za którą zaczyna się sieć szarych płotów pod napięciem, najeżonych kamerami, gdzie są hale, stadiony,[twarda spacja] ogrodzone tunele dla autobusów i ciągle słychać przelatujące helikoptery. Do Alcatraz nazywanego Parkiem Olimpijskim.