Wszyscy patrzą na was jak na największą olimpijską nadzieję, tym bardziej że na razie w innych sportach nie dzieje się dobrze...
Życzymy wszystkim jak najlepiej, ale koncentrujemy się na sobie. Przyjechaliśmy tu spełnić nasze marzenia. Robimy wszystko według planu. Wcześniejsze sukcesy przyzwyczaiły nas do presji, do tego, że ciągle się o nas mówi, a kibice widzą w nas faworytów. Nie jesteśmy wcale najmocniejszą drużyną na igrzyskach, jest kilka innych reprezentacji, które na pewno świetnie przygotowały się do turnieju. Ale wierzymy w swoje możliwości i w pracę, mam nadzieję, że będziemy najlepsi.
Mówiliście, że forma przyjdzie na drugi tydzień igrzysk. Czyli z Włochami nie pokazaliście jeszcze tego, co byście chcieli?
Gramy dobrze, nie pękamy w trudnych momentach i jesteśmy jak zaprogramowani. Na mnie działa to, co widzę. Trenerzy, cała ekipa - wszyscy koncentrują się na ciężkiej pracy. Nie zajmujemy się innymi dyscyplinami, nie tracimy czasu na sprawy, które dzieją się wokół igrzysk.
Ale pana koledzy po zwycięstwie z Włochami mówili, że to jeszcze nie to, o co wam chodzi.
Pokonaliśmy silnego przeciwnika, ale rzeczywiście kogo by pan nie zapytał - ma poczucie niedosytu. Może o to chodzi. Liczymy, że satysfakcja przyjdzie w drugim tygodniu, wiemy o tym, że najważniejszy jest ćwierćfinał, który da nam przepustkę do strefy medalowej. Nie możemy na razie o nim myśleć, bo przed nami jeszcze cztery mecze w grupie, ale w głowach siedzi, że najważniejsze dopiero przyjdzie.