Czarnogóra: cud w miniaturze

Reprezentacja piłkarska jest jak całe to państwo. Efektowna, zagadkowa, na dorobku i w rozkroku między starym a nowym

Aktualizacja: 06.09.2012 02:17 Publikacja: 06.09.2012 02:17

Mirko Vucinić (w środku) walczy z Anglikamii, którzy w eliminacjach Euro zremisowali w Podgoricy z C

Mirko Vucinić (w środku) walczy z Anglikamii, którzy w eliminacjach Euro zremisowali w Podgoricy z Czarnogórą 2:2

Foto: AFP

Mówią o sobie: „Crnigorci, krsni momci". Czyli: Czarnogórcy, chłopaki z kamienia. Raz, że wszystko tutaj jest zbudowane na skałach i ze skał. Dwa, że ludzie potężni, średnią wzrostu równać się mogą z nimi w Europie tylko Norwegowie. No i trzy – charakter. Twardzi, zadziorni, wychowani w kulcie siły.

– Na ulicach widać ludzi w dresach i kusych koszulkach. Ma być widać, że ćwiczą. Czarnogóra to jest wielka kultura sportowa. Oni tym żyją, sport pozostał najważniejszym przejawem męskości i odwagi. A talenty naprawdę rodzą się tutaj na kamieniu – mówi „Rz" mający czarnogórskie korzenie Włodzimierz Szaranowicz, szef sportu w TVP.

– Jesteśmy mali, jesteśmy biedni, ale tu ciągle jeszcze dzieci grają w piłkę na podwórkach, a nie tylko na komputerze. Brakuje basenów dla młodzieży, ale świetni waterpoliści się znajdują. Kwestia charakteru – tłumaczy „Rz" Dragan Popović, czarnogórski menedżer od 20 lat mieszkający w Polsce. Ma dwa obywatelstwa i nie potrafi powiedzieć, komu będzie kibicował jutro, gdy chłopaki z kamienia zagrają w Podgoricy z Polską.

Państwo prywatne

Futbolowa Czarnogóra jest trochę jak Kuba z anegdotycznych raportów CIA: znamy wszystkie dane, a konkluzji brak. Niby wszystkiego brakuje, a wszystko jest. Kraj, który ma mniej mieszkańców niż Łódź i kilkadziesiąt razy mniej piłkarzy niż Polska, wyprzedza nas w rankingu FIFA.

Szkolenie młodzieży jest tu w zapaści, boiska są pastwiskami, niektóre mecze ogląda po kilkadziesiąt osób, a jednak co roku jakiś czarnogórski piłkarz odchodzi do wielkiego klubu za zawrotną kwotę. Miliony euro z transferów płyną, a słaba liga bieduje. Niemal wszystkie miejscowe kluby są miejskie, ale futbol to państwo prywatne, oplecione siecią pośredników.

Z ubiegłorocznego transferu napastnika Mirko Vucinicia z Romy do Juventusu Turyn za 15 milionów euro można by wyżywić całą ligę z przyległościami. Pomocnika Stevana Joveticia Fiorentina wycenia na 25 mln. Ale czarnogórskie drużyny piłkarzy tylko wychowują, zarabia na nich kto inny.

Dlatego miejscowe kluby jeszcze dostają łupnia od naszych w pucharach. Ale już polska reprezentacja jedzie do Podgoricy ze strachem. Mecz eliminacyjny potrafili tu wygrać dotychczas tylko Włosi i Czesi, Anglicy  zremisowali, zresztą na Wembley też.

Czarnogóra ma własną reprezentację dopiero od sześciu lat. Walczyła już dwa razy w eliminacjach Euro i raz o mundial. Jeszcze nie awansowała, ale ostatnio już dotarła do baraży, w nich przegrała walkę o Euro z Czechami. Jeśli kiedyś awansuje, będzie rekordzistą. Dotychczas najmniejszym państwem w finałach wielkiego turnieju był Trynidad i Tobago. Dwa razy większy od Czarnogóry.

Wyrwać się, zrobić karierę

– Jest nas ponad 600 tysięcy, dwa razy Białystok. A mamy olimpijski medal w piłce ręcznej kobiet, słynnych piłkarzy, świetnych piłkarzy wodnych i właśnie wygraliśmy z Serbami w koszykówkę w eliminacjach Eurobasketu – mówi „Rz" Luka Pejović z Jagiellonii. Reprezentant kraju, choć akurat teraz poza kadrą. A Mladen Kascelan, też niedawno czarnogórski reprezentant z polskiej ligi, dziś bez klubu, dodaje: – Gramy za ojczyznę, bo długo czekaliśmy, żeby mieć swoją drużynę. U nas się nie przyjeżdża na zgrupowanie pobalować czy poznać znajomych.

Piłkarze powtarzają: dla Czarnogóry wszystko, to nasz raj na ziemi, morze, plaże, góry. Ale marzą, żeby z tego raju wyjechać i potem wracać tu w gości. Tak jak wyjeżdżali przed laty grający jeszcze dla Jugosławii Dejan Savicević i Predrag Mijatović, a potem obecne gwiazdy: Vucinić, Jovetić i Stefan Savić z Fiorentiny czy Simon Vukcević z Blackburn.

– Tak tu było od dawna, i w czasach Jugosławii, i wspólnego państwa z Serbią. Wyrwać się, zrobić karierę, a w swoje strony wracać, żeby pokazać, jak się jest wielkim. Być jak Pedja Mijatović, przykład kolosalnego awansu. Z biednych chatek do Realu Madryt – tłumaczy „Rz" Włodzimierz Szaranowicz.

Nie trzeba od razu uciekać w wielki świat, wystarczy na początek do Belgradu, do Crvenej Zvezdy lub Partizana. A jak już się nie da, to przynajmniej do Polski. Wszędzie tam, gdzie gra się w znośnych warunkach, gdzie płacą więcej niż tysiąc euro, a tyle zarabia się przeciętnie w czarnogórskiej lidze.

To i tak dużo więcej od średniej krajowej, 300 euro. Bo obowiązuje tu unijna waluta, choć Unia na to zgody nie dała. Wcześniej miejscowi rozliczali się w markach, jak w wielu bałkańskich krajach po rozpadzie dawnej Jugosławii. 300 euro to płaca oficjalna. A szara strefa to w miejscowej gospodarce potęga, w futbolu też. Prezesi klubów trafiali do więzienia za malwersacje i mafijne przestępstwa.

Dwa światy

Z 24 piłkarzy powołanych na mecz z Polską tylko jeden, napastnik Aleksandar Boljević z Zety Golubovci, gra ciągle w Czarnogórze. Zeta właśnie odpadła z Ligi Europejskiej po porażkach 0:5 i 0:9 z PSV Eindhoven. Buducnost Podgorica przegrała w eliminacjach Ligi Mistrzów ze Śląskiem Wrocław, a miejscowi kibice urządzili sobie polowanie na polskich. Buducnost, gdzie zaczynali kariery Savicević i Mijatović, to najbogatszy miejscowy klub. Ma milion euro budżetu, 20 razy mniej niż Legia Warszawa.

– Liga i kadra to dwa światy – mówi „Rz" Dragan Popović, który dwa lata temu był krótko dyrektorem sportowym Zety Golubovci. – Zeta nigdy nie miała budżetu wyższego niż pół miliona euro. A na to, by mieć piłkarza w kadrze, czekała kilka lat. W pucharach gra na obcych stadionach, bo w kraju są ledwie dwa obiekty spełniające normy UEFA, w Podgoricy i Niksiciu, gdzie zaczynał karierę Vucinić. Kluby nie mają sponsorów, bo nie było tu takiej tradycji. Państwo dawało pieniądze na sport, ale jest kryzys i na wszystko brakuje. Turystyka się kręci, to główna gałąź gospodarki. Ale kiedyś z moich okolic rozjeżdżały się na całą Jugosławię ciężarówki z owocami i warzywami. Klimat jest bajeczny, można zbierać pomidory, kiwi, arbuzy, granaty, oliwki. Tylko nikt ich już nie chce. Nawet do Serbii eksportować coraz trudniej, bo kiedyś nie było granicy, a teraz jest. Jak się ludzie dorobią, to może znajdą się i mocni sponsorzy dla sportu. Teraz firmy wolą podpisywać kontrakty z piłkarzami: finansują ich, a potem mają udział w transferach – mówi Popović.

– Problemy ma cały sport. Klub waterpolo wycofał się z europejskich pucharów, bo nie miał pieniędzy na podróże. Tylko piłkarki ręczne Buducnosti mają niezłe warunki, reszta walczy o przetrwanie. Jak masz

18 lat, to pora się żegnać z naszą ligą. Jak masz 20, to już naprawdę powinieneś się martwić, że nie grasz za granicą. Emigracja to nasz los, w Belgradzie mieszka kilkaset tysięcy ludzi czarnogórskiego pochodzenia. Druga Czarnogóra – mówi „Rz" Pejović.

Rodzina ponad wszystko

Dziś nie ma w kadrze żadnego piłkarza z polskiej ligi, ale bywało tak, że na zgrupowania kadry przyjeżdżali we trzech: Pejović, Kascelan i Marko Cetković. Ten ostatni też grał w Jagiellonii, teraz zarabia w Tajlandii w Buriram United. Cetković to siostrzeniec Mijatovicia. – Jesteśmy maleńkim narodem, wszyscy wszystkich znają. Ja też mam siostrzeńca w kadrze, Simona Vukcevicia – mówi Dragan Popović.

– Każdy tutaj ma w innym klanie kogoś z rodziny – dodaje Szaranowicz. – Ludzie potrafią wymienić skoligacenia do dziesiątego pokolenia wstecz, nie ma dla Czarnogórca nic ważniejszego niż rodzina – tłumaczy Pejović.

Solidarność z klanem jest często ponad wszystko. Największe miejscowe gwiazdy są traktowane – i same siebie traktują – jak książęta udzielne. Od nich tylko zależy, co z tą władzą zrobią. Mijatović, gwiazda Realu, a potem jego dyrektor sportowy, jeden z najbardziej rozrzutnych w historii klubu, został na stałe w Hiszpanii, jest menedżerem piłkarzy. Dejan Savicević, pomocnik Milanu z lat 90., którego Włosi nazwali „Il Genio", wrócił na Bałkany.

Zostało tylko g

Mijatović nie wikła się w politykę, Savicević nawoływał do oderwania się od Serbii i jest od 2004 szefem czarnogórskiej federacji piłkarskiej. Pedja to zawsze były fury, skóry, komóry i żel na włosach. A Dejo raczej typ intelektualisty, choć taki jak jego kolega z Milanu Zvonimir Boban: książki książkami, ale przyłożyć też potrafił.

Wrogów mu nie brakuje, toczy wojny z dziennikarzami, raz bije poniżej pasa, odbierając akredytacje, raz poniżej pasa dostaje. – Z geniusza zostało już tylko g – pisał o nim dziennik „Dan".

Wielu kibiców nie potrafi zrozumieć, dlaczego w połowie ostatnich udanych eliminacji Savicević zwolnił chorwackiego trenera Niko Kranjcara i postawił na jego asystenta Brnovicia, z którym drużyna zaczęła przegrywać. W tłumaczenia, że zdecydowała tylko słabość Kranjcara do alkoholu, trudno wierzyć. Jakoś to piłkarzom nie przeszkadzało. Prędzej już chodziło o to, by mieć na czele kadry kogoś bardziej posłusznego.

Finisz eliminacji się Brnoviciowi nie udał, drużyna nie wygrała siedmiu kolejnych meczów o punkty. Ale ostatnio wraca do równowagi. Na jutro ma być gotowa.

Mówią o sobie: „Crnigorci, krsni momci". Czyli: Czarnogórcy, chłopaki z kamienia. Raz, że wszystko tutaj jest zbudowane na skałach i ze skał. Dwa, że ludzie potężni, średnią wzrostu równać się mogą z nimi w Europie tylko Norwegowie. No i trzy – charakter. Twardzi, zadziorni, wychowani w kulcie siły.

– Na ulicach widać ludzi w dresach i kusych koszulkach. Ma być widać, że ćwiczą. Czarnogóra to jest wielka kultura sportowa. Oni tym żyją, sport pozostał najważniejszym przejawem męskości i odwagi. A talenty naprawdę rodzą się tutaj na kamieniu – mówi „Rz" mający czarnogórskie korzenie Włodzimierz Szaranowicz, szef sportu w TVP.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Sport
Dlaczego Kirsty Coventry wygrała wybory i będzie pierwszą kobietą na czele MKOl?
Sport
Długi cień Thomasa Bacha. Kirsty Coventry nową przewodniczącą MKOl
SPORT I POLITYKA
Wybory w MKOl. Czy Rosjanie i Chińczycy wybiorą następcę Bacha?
Sport
Walka o władzę na olimpijskim szczycie. Kto wygra wybory w MKOl?
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Sport
Koniec Thomasa Bacha. Zbudował korporację i ratował świat sportu przed rozłamem
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń