Polak jadący tym razem z Jakubem Gerberem na prawym fotelu pierwszy raz wypadł z trasy jeszcze przed startem imprezy, podczas piątkowego odcinka testowego na placu w miejscowości San Martino di Castrozza. Właściwą rywalizację też zakończył przedwcześnie.
Po dwóch próbach Polacy zajmowali czwarte miejsce, ale szansę na podium – i ukończenie rajdu – stracili na liczącym ponad 25 kilometrów odcinku Va Malene. Na 13. kilometrze niebiesko-białe Subaru Impreza ześlizgnęło się z drogi na ostrym zakręcie i zatrzymało się w lesie. Kierowcy ani pilotowi nic się nie stało.
– Nie jechaliśmy szczególnie ryzykownie, jednak asfalt w tym miejscu był brudny i śliski – opowiadał Kubica. – Przód nie skręcił, tył zawadził o rów i wylecieliśmy. – Robert chce, żebyśmy jak najszybciej przygotowali samochód do jazdy. Uszkodzenia samochodu były niewielkie, to dla nas żaden problem – powiedział Graham Quinn, inżynier belgijskiego zespołu obsługującego auto.
Polak wrócił do ścigania tydzień temu podczas niewielkiego rajdu w Piemoncie. Rally San Martino w Trydencie to było już dużo poważniejsze wyzwanie. Kubica nie ujawnia planów na najbliższą przyszłość, ale można się spodziewać kolejnych startów w rajdach. Ważne są dla niego nie wyniki, ale emocje i adrenalina związane z powrotem do kokpitu. Kubica traktuje wyczynową jazdę jako kolejny, bardziej aktywny etap rehabilitacji i przede wszystkim potrzebuje jak największej liczby kilometrów za kierownicą, żeby przywyknąć do atmosfery rywalizacji. I choć po nieudanym rajdowym weekendzie włoscy komentatorzy powątpiewają w sens walki o powrót do Formuły, Robert nie wyklucza niczego.