Trzeba było zacisnąć zęby

Piłkarz reprezentacji Polski Grzegorz Krychowiak o życiu we Francji, spełnianiu marzeń i braku kompleksów

Publikacja: 26.10.2012 21:16

Trzeba było zacisnąć zęby

Foto: ROL

Prawie milion osób obejrzało w Internecie klip pod tytułem „Krychowiak i Wasilewski, hymn Polski”. Tak głośno pan śpiewał przed meczem z Anglią, że można było się obawiać, czy starczy panu sił na grę.

Grzegorz Krychowiak:

Jak się stoi na boisku przed takim meczem, czuje się wyjątkowość chwili. Reprezentowanie kraju w spotkaniu z Anglikami to coś wspaniałego. Byłem z siebie dumny, szukałem sił, żeby pokazać swoje najlepsze cechy. Wszyscy chcieliśmy udowodnić, że jesteśmy w stanie wygrać. Nie będę czarował, dla mnie kadra, hymn i orzełek to spełnienie marzeń. Czułem się jak mały dzieciak, który osiągnął to, do czego dążył.

Wyglądał pan na kogoś, na kim rywal w ogóle nie robi wrażenia.

Podszedłem do tego spotkania jak do każdego innego. Wiedziałem, kim są Anglicy, doceniałem ich klasę, ale później trzeba to było szybko wyrzucić z głowy, nie zaprzątać sobie myśli wspomnieniami o tym, kogo miałem na plakatach nad łóżkiem wcale nie tak dawno temu.

A kogo pan miał?

Stevena Gerrarda. Mam do niego olbrzymi szacunek, był moim idolem. A teraz zagrałem przeciwko niemu i podobno nieźle mi wyszło.

Wrócił pan do Francji podbudowany?

Wróciłem wreszcie jako reprezentant Polski. Zagrałem dwa mecze w pierwszym składzie. Wreszcie pomyślałem o sobie jak o zawodniku, który może coś tej kadrze dać. Mamy w drużynie świetną atmosferę, dobrze czuję się na zgrupowaniach i mam nadzieję, że będzie to trwało jak najdłużej.

Franciszek Smuda mówił po Euro, że zostawia gotową drużynę.

Myślę, że nie ma wielkiej różnicy w mojej grze w porównaniu z poprzednim rokiem, jednak teraz występuję regularnie w pierwszej lidze. To ma kluczowe znaczenie. W ten sposób dałem szansę innym trenerom niż ten w klubie, by docenili moją grę. Waldemar Fornalik mógł przyjechać do Francji i zobaczyć, że w ogóle istnieję. Status zawodnika pierwszoligowego otworzył mi drzwi do kadry.

Adam Matuszczyk pojechał na Euro jako zawodnik drugiej ligi niemieckiej, Sebastian Boenisch w ogóle nie grał w klubie. Nie ma pan jednak żalu do Smudy, że pana nie sprawdził?

Nie liczyłem na nic więcej, nie czekałem na powołanie. Grałem w drugiej lidze, a przecież reprezentacja powinna składać się z najlepszych zawodników. Wszystko potoczyło się tak, jak powinno się potoczyć.

Pamięta pan swoje pierwsze powołanie do reprezentacji?

Tak, byłem bardzo zaskoczony, gdy Leo Beenhakker zaprosił mnie na zgrupowanie. Czułem się wyjątkowy, miałem przecież raptem 17 lat. Byłem zagubiony, to oczywiste. Ale chyba nikt nie oczekuje od takiego zawodnika, że nagle stanie się liderem i zacznie się ze wszystkimi kłócić. Pojechałem zobaczyć, jak funkcjonuje kadra, i czerpać radość z tego, że w ogóle zostałem powołany.

Trudno podjąć decyzję o wyjeździe za granicę w wieku 15 lat?

Długo się nie zastanawiałem. Pojechałem do Bordeaux, zobaczyłem ośrodek treningowy, boiska, zrozumiałem, jacy są tam zawodnicy, i od razu byłem na tak. Pozostała tylko kwestia dogadania się między klubami. Rodzice też nie mieli nic przeciwko temu. Mój tata w podobnym wieku wyjechał z domu, jako pierwszy naciskał, bym wyjechał do Francji grać w piłkę.

Na początku byliście we dwóch z Mateuszem Rajfurem, ale po dwóch latach został pan już sam. Ciężko było?

Mówiłem trochę po francusku, ale do perfekcji było daleko. Miałem jakichś znajomych, ale wiadomo, że z Mateuszem spędzałem najwięcej czasu, razem mieszkaliśmy, zaprzyjaźniliśmy się. Kiedy wyjechał, to były trudne chwile, ale jakoś sobie poradziłem, poznałem nowych kolegów, nauczyłem się języka i z każdym tygodniem czułem się lepiej.

Mieszkaliście w internacie czy przy rodzinach?

We Francji mieszka się w internatach. W Bordeaux zakwaterowani byli wszyscy zawodnicy, którzy nie ukończyli 18. roku życia. Takie kolonie, ale pod specjalnym nadzorem. To bardzo ceniona szkółka we Francji, wszyscy, którzy tam przyjeżdżają, walczą o swoje, bo miejsc nie ma dużo. Nie było czasu na głupoty.

Jakub Błaszczykowski z internatu Górnika uciekł po kilku tygodniach. Alkohol, narkotyki...

W Bordeaux nie ma na to miejsca. Przyjechało tam 50 zawodników z całej Francji i jeśli okazywało się, że ktoś sprawia problemy, szybko był skreślany, a jego miejsce zajmował następny z listy. Taki, który ma czystą głowę i myśli tylko o piłce.

No ale młodość ma przecież swoje prawa?

Jakby się chciało iść na imprezę czy dyskotekę, to było można, okna nie były zamknięte na kłódki. Ale jak byłem młody, to jakoś mnie nie ciągnęło. Poza tym naprawdę nie było dużo wolnego czasu między szkołą a treningami.

Zawsze był pan taki ułożony?

Przed wyjazdem do Francji robiłem dużo małych głupot, ale to raczej takie grzeszki małych chłopaków. Wybijałem szyby, takie mieliśmy zabawy. Ale nigdy nie zrobiłem wielkiej głupoty.

Miał pan we Francji kryzys? Przez kilka lat nie udało się awansować do pierwszej drużyny...

Moim menedżerem był wtedy Andrzej Szarmach, który mi doradzał. Rozmawiał z moimi rodzicami i wspólnie podejmowaliśmy decyzje. Nie było takiego momentu, kiedy chciałem wszystko rzucić. Pan Szarmach tłumaczył mi, że kroki do celu nie muszą być ogromne, mogą być małe. Ważny jest codzienny postęp. Pomysł z wypożyczeniami do trzeciej i drugiej ligi był słuszny. Jestem już starszy i widzę, że to była jedyna droga. Trzeba było zacisnąć zęby.

Ale młody chce przecież wszystko od razu.

Oczywiście, fajnie byłoby grać w wieku 18 lat w Realu Madryt albo Manchesterze United. Są przecież takie przypadki. Moja droga była jednak inna.

Podobno Polska zacznie grać bez kompleksów, gdy do głosu dojdą piłkarze tacy jak pan – urodzeni po komunizmie. Zgadza się pan?

Coś w tym jest. Kiedy słyszę opowiadania starszych zawodników, którzy byli za dobrzy na polską ligę, ale nie pozwalano im na wyjazd, to widzę, jakie mam szczęście. Mamy otwarte granice, kluczowy jest też język angielski, który stał się międzynarodowy. Mamy go w szkołach, a potem wyjeżdżamy do Niemiec czy Francji i bez problemów się dogadamy, zanim nauczymy się języka danego kraju. Przeprowadzka na Zachód nie stanowi już żadnego problemu, czujemy, że należymy do tego świata.

Czy polski piłkarz, który zarabia milion euro rocznie, zaczyna wreszcie myśleć, że jak będzie lepszy, to zarobi trzy?

Kiedy jest się młodym, trzeba myśleć o przyjemności z grania w piłkę, pieniądze przyjdą same. Uważam, że myślenie przede wszystkim o pieniądzach nie jest normalne. Mogłem zostać w Bordeaux, zarabiać swoje, ale siedzieć na ławce. Rok czy dwa lata temu szukałem jednak gry na wypożyczeniach, wolałem być potrzebny w drugiej lidze. Jak jesteś dobry, wszystko przyjdzie z czasem.

Kiedyś we Francji mówiono, że na dziesięć żółtych kartek w rundzie na drużynę dziewięć było dla pana.

To prawda. Dużo walczyłem, biegałem. Nie zastanawiałem się nad konsekwencjami ostrych ataków. Teraz gram inteligentniej, najpierw przewiduję, co może się wydarzyć, i staram się unikać żółtych kartek. To prosty mechanizm: nie grasz, ktoś inny wskakuje na twoje miejsce i ma szansę zostać podstawowym zawodnikiem na dłużej, bo nie osłabia drużyny. Oczywiście, staram się grać twardo, ale używam już głowy.

To dojrzałość?

18-latek biega wszędzie, walczy w ataku, później w obronie. W poważnej piłce nie można jednak tylko biegać. Ważne jest ustawienie, jak w szachach – przewidzenie ruchów rywali. Z czasem to przychodzi.

Trudno Polakowi wyrobić sobie markę we Francji?

Robię swoje, a jeżeli kolega z drużyny to doceni, czuję się fantastycznie. Ktoś powie coś miłego, a ja mam dodatkową mobilizację. Nakręcam się, kiedy słyszę, że walczę, daję pewność, ciągnę ten wózek.

Jest pan we Francji ponad sześć lat, dojrzewał pan w tym kraju. Czuje się pan trochę Francuzem?

Jestem Polakiem i nim pozostanę, nieważne, ile lat spędzę za granicą. Wiem, że mówiąc po polsku, mam już śmieszny akcent, ale to świadczy tylko o tym, że spędziłem we Francji trochę czasu, a nie o tym, co mam w głowie. Nie podjąłem decyzji, gdzie będę mieszkał po zakończeniu kariery, przecież nie myśli się o tym, co będzie za dziesięć lat. Żabie udka mi nie przeszkadzają, chociaż staram się omijać tego typu jedzenie. Może zostanę we Francji? Od roku spotykam się z Francuzką, nie wiem, jak potoczy się moje życie.

Poleciłby pan utalentowanym polskim juniorom, by wyjeżdżali jak najszybciej na Zachód?

Ja wyjechałem i nie żałuję, ale nie wiem, co by się stało, gdybym został w Polsce. Mieszkałem w internacie z Pawłem Wszołkiem, on gra w ekstraklasie i w meczu z Anglią wypadł świetnie.

Mamy drużynę, która może awansować do mundialu?

Oczywiście. Przede wszystkim nikt nie gra dla siebie, walczymy wszyscy o zwycięstwo. Po Euro kadra była krytykowana, ciężko było zmazać tę plamę, ale wydaje mi się, że remisując z Anglią, zrobiliśmy mały krok do przodu. Mimo skandalu z dachem ludzie przyszli następnego dnia i po meczu bili nam brawo na stojąco. Miałem wrażenie, że zdobyłem mistrzostwo świata. Relacje między zawodnikami w drużynie są super, teraz trzeba poprawić atmosferę wokół kadry. Zrobimy to, awansując na mundial.

Kiedy naturalizowaliśmy Ludovica Obraniaka i Damiena Perquisa, nie myślał pan, że szukamy we Francji, zamiast docenić swoich?

Najważniejsze, że poziom kadry po powołaniu tych zawodników wzrósł, jest większa konkurencja. Pewnie gdyby był świetny polski zawodnik na tej pozycji, nie byłoby w ogóle tematu, ale to że Obraniak i Perquis grają w reprezentacji, znaczy, że są najlepsi. Nikt im nie dał miejsca w kadrze za to, że przyjechali z Francji.

Od kiedy jest pan, mają przynajmniej z kim porozmawiać.

Jakby mnie nie było, też by mieli. Obraniak już dobrze mówi po polsku.

Czuje pan, że może zostać liderem tej drużyny?

Chciałbym tylko, żeby przygoda z reprezentacją trwała jak najdłużej, żeby miejsce w podstawowej jedenastce było dla mnie zarezerwowane. Trzeba jednak w każdym meczu udowadniać, że trener się nie pomylił.

Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie