Ale nie dajmy się zaczadzić gwiazdorską polskością Borussii, bo to akurat jedna z tych drużyn, w których całość jest lepsza od części i w której każdy bywa i gwiazdą, i halabardnikiem. Dlatego piłkarz, który odchodzi z Dortmundu, wie, że będzie bolało.
To miłe, gdy Sid Lowe z „Guardiana" zachwyca się Lewandowskim po 2:2 z Realem, pisząc, że jest on jednocześnie sworzniem, którym Borussia łączy akcje, i magnesem wyciągającym obrońców rywala z pola karnego. Miłe, że Jose Mourinho we wtorkowej pomeczowej rozmowie z nSportem – zresztą świetnej – strzela z pamięci, który Polak z Dortmundu właśnie przedłużył kontrakt, a który nie.
Ale zachowajmy umiar. Nie tak dawno Nuri Sahin odchodził z Borussii noszony na rękach, a w Madrycie nie miał go kto złapać i ledwo odratował karierę, uciekając z Realu do Liverpoolu. Shinji Kagawa nie ma może aż tak bardzo pod górę w Manchesterze United, bo przynajmniej dostaje od Aleksa Fergusona szanse. Ale ich na razie nie wykorzystuje, a teraz leczy kontuzję. Edin Dżeko z króla Bundesligi w Wolfsburgu stał się jednym z wielu w Manchesterze City. A ten Manchester w pierwszym meczu z Borussią w LM wypadł tak przaśnie, że zęby bolały i raczej się kieruje w stronę wyjścia z pucharów już jesienią.
Kto dobrze życzy Lewandowskiemu, niech go jeszcze nie wypycha do Reali i Manchesterów. Wystarczy solidna podwyżka w Dortmundzie i jeszcze trochę cierpliwości. Gra dla Borussii Juergena Kloppa to żadna niewola, to przywilej.
Zresztą cała jesień w Lidze Mistrzów to przywilej kibica, lepszą rundę grupową trudno sobie przypomnieć, a mija właśnie 20 lat od inauguracji. Od pierwszej kolejki tego sezonu są dreszczowce, pościgi, kłopoty faworytów, sensacje. Pieniądze regularnie przegrywają ze sprytem i dobrym planem.