Mimo częstych zmian na fotelu prezesa Legia znajduje się na czele tabeli ekstraklasy i – jak wynika z badań firmy Ernst & Young – jest najbardziej medialnym i generującym największe przychody klubem w Polsce. Może to świadczyć o tym, że o pozycji nie decydują prezesi, albo o tym, że klub z Łazienkowskiej jest dobrze zorganizowany i zmiany personalne go nie osłabiają.
Ale gołym okiem widać, że Legia mogłaby lepiej wykorzystywać swoją markę, jej polityka transferowa pozostawia wiele do życzenia, a stosunek do prasy jest daleki od ideału. Kibicuję władzom w ich walce z chuliganami, którzy na 30-tysięcznym stadionie stanowią niewielki procent, ale narażają klub na kolosalne, wymierne i niewymierne straty. Jeśli rzeczywiście jest to miłość, to ślepa. Ten sam problem mają Wisła, Lech oraz kluby słabsze. Cechą charakterystyczną jesiennych rozgrywek było to, że na wielu meczach stadion przestał być atutem gospodarzy.
Prezes klubu powinien być kimś takim jak sędzia piłkarski: jeśli jest dobry, to go nie widać. Liczą się trener i piłkarze. Tyle że to zwykle prezes lub właściciel wybiera trenera, a ten wspólnie z dyrektorem sportowym – zawodników. I tu się zaczyna problem. W klubach ekstraklasy w dalszym ciągu można zobaczyć piłkarzy, których umiejętności wzbudzają zdziwienie albo nawet śmiech. Ktoś ich wybrał, ktoś zaakceptował. Do gry się nie nadają, a płacenie im za siedzenie na ławce nie ma sensu. Stąd już krok do podejrzeń, że ktoś cwańszy od właściciela czy wskazanego przez niego prezesa naraża go na niepotrzebne koszty. Raz jest to dyrektor sportowy, innym razem agent piłkarza wbrew oczywistym faktom przekonujący tego dyrektora czy trenera, że zawodnik, którego przyprowadza, jest tym, na którego czekali całe życie.
Legia też ma ten problem, ale jest wyjątkiem w porównaniu z pozostałymi klubami ekstraklasy. Dzięki Mariuszowi Walterowi, który przed laty postawił na szkolenie młodzieży i szukanie talentów w małych klubach, dziś na Łazienkowskiej jest najbardziej obiecująca młodzież. Klub, który w czasach PRL, przez blisko 40 lat, sprowadzał piłkarzy z całej Polski, dziś sam ich sobie wychowuje. A ci, którzy uważają się za kibiców Legii, Waltera wygwizdywali.