To będzie danie główne Polsat Boxing Night II. Zainteresowanie pojedynkiem jest ogromne, podobne do tego sprzed kilku lat, gdy Gołota bił się z Tomaszem Adamkiem. Tamtą walkę obejrzało prawie 9 mln widzów, ta będzie pokazywana w systemie pay-per-view.
Obaj trenują jak za dawnych lat: Gołota z Andrzejem Gmitrukiem, a Saleta z Robertem Złotkowskim, podobnie jak on byłym mistrzem kickboxingu.
Życie zatoczyło koło. Ćwierć wieku temu to Gmitruk stał w narożniku Gołoty, gdy ten walczył i zdobywał kolejne tytuły z warszawską Legią. To Gmitruk powołał go do reprezentacji Polski, wspierał na igrzyskach w Seulu, skąd Gołota przywiózł brązowy medal. Ale jesienią 2009 roku w Łodzi był w narożniku Adamka.
Kilka słów za dużo
Gołota i Saleta to dwa światy, choć wiele ich łączy. Chociażby rok urodzenia (1968), podobna waga, wzrost, liczba stoczonych walk. Gołota cztery razy walczył o mistrzostwo świata, Saleta jako pierwszy Polak zdobył zawodowe mistrzostwo Europy w wadze ciężkiej. Ale w odróżnieniu od Gołoty zaczynał od kickboxingu. I choć w tym sporcie wygrał wszystko, to w klasycznym boksie wciąż musiał udowadniać, ile jest wart.
– Nigdy się dobrze nie poznali, nie zamienili więcej niż kilka słów, chemii między nimi nie było nigdy. Andrzej ma taki charakter, że albo kogoś lubi, albo nie. Saleta ma pecha, bo powiedział kiedyś kilka słów za dużo i teraz Andrzej będzie chciał, by za nie zapłacił w ringu – mówi znajomy pięściarzy.