
Dwa biegi, pani ciągle bez medalu. Dawno już się tak nie zdarzyło.
Justyna Kowalczyk:
Porażkę w biegu łączonym łatwiej przetrawić niż sprint, w którym zrobiłam błąd. Po nim się zirytowałam. A w biegu łączonym po prostu nie wyszło, nie popełniłam żadnych błędów. Byłam wolniejsza od rywalek i nie ma co się nad tym rozwodzić. Spodziewaliśmy się, że będzie ciężko, i sprawdziło się. Mamy norweską dominację, koniec dyskusji. Dziewczyny zrobiły sobie mistrzostwa Norwegii, z Polką na ogonie. Jestem słabsza od czterech Norweżek, mocniejsza od reszty świata. Została mi jedna szansa. Ta, na którą od początku najbardziej czekałam, bieg na 30 km. Nie jesteśmy ani bardzo smutni, ani rozdrażnieni, ani źli. Będziemy walczyć.
Niepowodzenie w biegu łączonym to efekt tego, że przed sezonem właściwie nie trenowała pani stylu dowolnego, by oszczędzać kolano po operacji?