Korespondencja z Gdańska
Saleta obiecywał wojnę w ringu, dużo ciosów, wielkie emocje, i dotrzymał słowa. Zaskoczył Gołotę, który słabł z minuty na minutę, czterokrotnie wypluwał ochraniacz na szczękę, za co sędzia Leszek Jankowiak odebrał mu dwa punkty. Ale to on po piątej rundzie prowadził na kartach punktowych u dwóch sędziów (trzeci widział remis).
Pod koniec szóstego starcia Saleta trafił kilka razy, później odepchnął Gołotę i ten padł na matę. – To była kumulacja ciosów, miałem prawo go wyliczyć – powiedział „Rz" Jankowiak, który nie zgadzał się z punktacją swoich kolegów. Jego zdaniem to Saleta był lepszy do momentu przerwania walki.
To był niezapomniany wieczór w trójmiejskiej Ergo Arenie. 13 tys. widzów (najdroższe bilety po 3000 zł) czekało prawie do północy na walkę Gołoty z Saletą, danie główne Polsat Boxing Night II. Z nieoficjalnych informacji wiemy, że transmisje w systemie pay per view wykupiło prawie 130 tysięcy osób, co gwarantuje finansowy sukces organizatorom.
Saleta jeszcze przed pierwszym gongiem mówił, że bez względu na wynik będzie szczęśliwy, że wreszcie do tej walki doszło. Wcześniej dwukrotnie ją odwoływano. Gołota w odróżnieniu od rywala nie dopuszczał myśli o porażce. Dowcipkował wprawdzie w swoim stylu, ale chyba już myślał o kolejnej walce, najlepiej z Tomaszem Adamkiem, który pokonał go w 2009 roku.