Noc po zwycięstwie zapowiadała się na spokojną?
Wymarzyłem sobie taką jak po tym przegranym konkursie na średniej skoczni. Spałem wtedy długo i mocno. Ale tak się chyba nie da po złocie. W piątek kolejne treningi, w sobotę konkurs drużynowy, bardzo ważny dla nas, więc chyba wielkie świętowanie odłożymy na koniec sezonu. Ale małe piwko, czemu nie. Jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Skąd w panu nagle taka pewność siebie, zapowiedzi przed konkursem, że chce pan medalu, najlepiej złotego? Wcześniej bronił się pan przed takimi deklaracjami.
Byłem spokojny. Dużo większą presję czułem przed konkursem na średniej skoczni. Tam było nerwowo, wiele się dzięki temu nauczyłem. Tutaj miałem w sobie pewność, co chcę zrobić, i jak. Serce mocno waliło, ale wiedziałem, że jeśli skoczę tak, jak mnie na to stać, to będzie OK. Nawet nie wiedziałem, jaką mam przewagę po pierwszej serii. Bo to nieważne, w skokach łatwo stracić wszystko. Koncentrowałem się na tym, co mam do zrobienia w drugiej serii. Słyszałem krzyk tłumu, więc wiedziałem, że rywale skaczą daleko. Po wylądowaniu nie wiedziałem, co ten skok mi daje. Ale cieszyłem się, bo był dobry.