Reklama
Rozwiń

Nawet nie wiem, jak to opisać

Kamil Stoch o złocie, krzyku, bólu głowy, porównaniach do Małysza i o tym, dlaczego nie można do niego mówić: mistrzu

Aktualizacja: 01.03.2013 10:29 Publikacja: 01.03.2013 02:20

W sobotę były łzy, bo na średniej skoczni uciekł medal. Teraz pan płakał ze szczęścia?

Kamil Stoch:

Nie, łzy nie poleciały, ale była taka burza uczuć, że ledwo ochłonąłem. Teraz czuję, jak zaczyna mnie boleć głowa. Jakbym czymś w nią dostał. Kiepsko spałem tej nocy, obudziłem się rano w jakimś dziwnym humorze. Ale z godziny na godzinę się rozkręcałem i robiłem się bardziej do życia. Piękny dzień, wszystko ułożyło się, jak chciałem. Obydwa skoki były jednymi z najlepszych w sezonie. A poziom konkursu był znakomity.

Za pierwszy skok od jednego z sędziów dostał pan dwudziestkę.

Pierwszy raz w życiu. Pierwszy raz też skakałem z belki obniżonej na żądanie trenera, ale nie zauważyłem tego, dowiedziałem się dopiero w szatni. Byłem skupiony na tym, co mam zrobić.

Pamięta pan, jak w Sapporo w 2007 roku wskoczył pan po złotym medalu na Adama Małysza, o mało go nie przewracając?

Pamiętam. Teraz znów na wszystkich wskakiwałem. Był Adam z gratulacjami. A kiedy zobaczyłem, jak podbiegają do mnie Dawid Kubacki i Piotrek Żyła, żeby mnie wziąć na ramiona... Nawet nie wiem, jak to opisać. Zacząłem krzyczeć, przez ten krzyk wszystkie emocje ze mnie wyszły. Całe życie na to czekałem, żeby moi koledzy z drużyny mnie ponieśli i cieszyli się razem ze mną. To jest sukces nas wszystkich. Każdy z nas ma szansę.

Noc po zwycięstwie zapowiadała się na spokojną?

Wymarzyłem sobie taką jak po tym przegranym konkursie na średniej skoczni. Spałem wtedy długo i mocno. Ale tak się chyba nie da po złocie. W piątek kolejne treningi, w sobotę konkurs drużynowy, bardzo ważny dla nas, więc chyba wielkie świętowanie odłożymy na koniec sezonu. Ale małe piwko, czemu nie. Jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

Skąd w panu nagle taka pewność siebie, zapowiedzi przed konkursem, że chce pan medalu, najlepiej złotego? Wcześniej bronił się pan przed takimi deklaracjami.

Byłem spokojny. Dużo większą presję czułem przed konkursem na średniej skoczni. Tam było nerwowo, wiele się dzięki temu nauczyłem. Tutaj miałem w sobie pewność, co chcę zrobić, i jak. Serce mocno waliło, ale wiedziałem, że jeśli skoczę tak, jak mnie na to stać, to będzie OK. Nawet nie wiedziałem, jaką mam przewagę po pierwszej serii. Bo to nieważne, w skokach łatwo stracić wszystko. Koncentrowałem się na tym, co mam do zrobienia w drugiej serii. Słyszałem krzyk tłumu, więc wiedziałem, że rywale skaczą daleko. Po wylądowaniu nie wiedziałem, co ten skok mi daje. Ale cieszyłem się, bo był dobry.

To pana pierwszy wygrany konkurs tej zimy. Jeśli za rok to ma się powtórzyć, to podpowiadamy: luty, Soczi.

Igrzyska to teraz najważniejszy cel, ale spokojnie. Jeszcze został rok, dużo zawodów, wiele przyjemnych chwil przed nami.

Kiedyś bronił się pan też przed porównaniami do Małysza. Ale teraz pan już nie da rady...

Nie będę z tym walczył, bo to już się stało nawet miłe. Po prostu kiedyś starałem się nie dopuścić do sytuacji, że muszę być drugim Małyszem, muszę mieć takie sukcesy jak on. Pewnie zresztą takich mieć nie będę, bo mi zabraknie czasu. Adam był wyjątkowym skoczkiem. Jest wyjątkowym człowiekiem. Drugiego takiego nie będzie.

Może wreszcie pana trener Łukasz Kruczek zostanie doceniony, tak jak na to zasługuje? Po nieudanym początku sezonu wielu wzywało do jego dymisji.

Właśnie. Chciałem podziękować Łukaszowi za to ile wysiłku wkłada w pracę, nigdy się nie poddaje i ma ambicję, ale zdrową. Dziękuję tym wszystkim, których kamera nie obejmuje, ludziom ze sztabu, żonie, rodzinie. Razem z Łukaszem wiele przeszliśmy tej zimy. Tych kilka dni w Predazzo po porażce na średniej skoczni to było nic w porównaniu z kryzysem na początku sezonu, gdy musiałem sobie zrobić przerwę przed Pucharem Świata w Engelbergu.

Pan miał wtedy momenty zwątpienia?

Może nie zwątpienia, ale dezorientacji. Wiedziałem, jak ciężko pracowałem latem. Wiele rzeczy wtedy nie szło po mojej myśli. Pogubiłem się z techniką, ale pozbierałem przed zimą. Byłem optymistą, a zaczęło się bardzo źle. Ale cały czas wiedziałem, że te dobre skoki są we mnie, muszę je tylko wyzwolić. I teraz wiem, że jeszcze przyjdą upadki, bo tak jest w sporcie. Będę się cały czas czegoś nowego uczył.

Ma pan jakieś przeczucia przed konkursem drużynowym?

Uważam, że chłopaków stać na dużo więcej, niż pokazali w konkursie. Maciek udowodnił to w serii próbnej, Dawid w kwalifikacjach, Piotrek Żyła jest nieprzewidywalny, ale potrafi skoczyć niesamowicie. Niech każdy odda normalny skok, tu nie trzeba cudów. I będziemy się cieszyć. Jesteśmy gotowi do zdobywania medali, tylko musimy sami w to uwierzyć.

A pan jest gotowy na to, co się teraz będzie działo? Na wywiady, zaproszenia do talk-show...

Już trochę tego przerobiłem, nie boję się.

Teraz trzeba będzie mówić do pana „mistrzu"?

Niech ktoś spróbuje, to będę lał.

W sobotę były łzy, bo na średniej skoczni uciekł medal. Teraz pan płakał ze szczęścia?

Kamil Stoch:

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku