Nie szantażował, nie zrywał negocjacji, nie szukał innych pracodawców. Chce się zestarzeć jako Patriota, więc wziął to, co mu dawali w New England za przedłużenie umowy - gwarantowane 27 milionów dolarów za trzy lata gry (plus oczywiście bonusy). Razem, jeśli wyniki będą odpowiednie i zdrowie dopisze, wyjdzie mu mniej więcej 14 milionów za rok rzucania, ale ta suma i tak nie powala nikogo w NFL na kolana.
Czemu to zrobił? Mówią, że po to, żeby klub miał więcej do wydania przy kuszeniu kolejnych graczy, żeby wreszcie można było pomyśleć o odzyskaniu tytułu. - Do Galerii Sław nie wchodzą ci, którzy zarobili najwięcej pieniędzy, tylko ci, którzy zdobywali Super Bowl – miał powiedzieć Brady pytany, czemu tak łatwo zrezygnował z walki o kolejne miliony na koncie.
Ale publicznie sprawy nie chce komentować. – Nie będę o tym rozprawiał w mediach. Sportowcy ciągle gadają o kasie. My zarabiamy i tak bardzo dużo, podczas gdy wielu ludzi ciężko haruje, żeby zarobić na chleb – napisał w oświadczeniu dobry wuj Tom.
W NFL to rzadka postawa. Tu nie ma miejsca na sentymenty, pieniędzy nie brakuje, więc walczy się o każdego dolara. Do wydania co sezon na drużynę jest grubo ponad 100 milionów dolarów (mówi się, że w przyszłym będzie to aż 123 mln), a rozgrywający to prawdziwa finansowa elita. Tacy jak Brady, którzy już prowadzili drużyny do mistrzostwa, w dodatku świetnie wypadający w mediach, mogą liczyć nawet na 20 milionów dolarów za sezon. Warto w nich inwestować, bo dużą część uda się odrobić na sprzedaży koszulek.
Peyton Manning, który najlepsze lata kariery ma już za sobą, to wie i zarabia w Denver Broncos prawie tyle co sezon i o żadnych bonusach nie chce nawet słyszeć. Bierzecie mnie i dajecie tyle, ile chcę, albo idę gdzie indziej, a chętnych nie zabraknie (świetnym quarterbackiem interesowały się jeszcze San Francisco 49ers i Tennessee Titans).