Drużyna Smudy w żadnym z trzech meczów grupowych nie była wyraźnie słabsza, zwycięstwa z Grecją i Rosją były na wyciągnięcie ręki i o to głównie mieliśmy do trenera pretensje, że bał się spróbować. Do Fornalika mamy pretensje, że nie uchronił nas przed kompromitacją.
Smuda był wulkanem, piłkarze śmiali się z niego, nazywali Dyzmą, ale się go bali. Rzucał bidonami, wyzywał i krzyczał. W relacjach na linii trener – drużyna nie było kolorowo, ale iskrzyło. Kiedy nowym trenerem został Fornalik ucieszyliśmy się, że będzie bardziej fachowo, rzetelnie i kulturalnie.
I jest, ale daliśmy się trochę nabrać. Trener sprawdza młodych, próbuje ustawienia z dwoma napastnikami, tłumaczy swoim zawodnikom, jak grać. Tyle że na boisku iskry nie widać. Drużyna gra tak spokojnie, jak spokojny jest sztab szkoleniowy. Nie ma żadnego wstrząsu. Po piątkowym blamażu trener Fornalik jest „gotowy do analizy", a powinien być gotowy do awantury. Nie ma aż tak słabych piłkarzy, żeby przegrywali na własnym boisku z tak przeciętnym rywalem.
Sami mówią – przeszliśmy obok meczu. Bez serca. Bez ambicji. Bez walki. Czyli nie zabrakło umiejętności, ale kogoś, kto uderzy pięścią w stół. Fornalik przed San Marino nie może robić analizy, ale wymyślić coś, żeby po odprawach jego asystentów piłkarze nie mówili pod nosem „Amen".
Podobno poszukiwany jest już nowy trener. Za wcześnie. Pamiętajmy, w jakim miejscu Fornalik był po jesiennym remisie z Anglią, niech jeden mecz nie wywraca wszystkiego do góry nogami. Oczywiście - to selekcjoner w spadku po ekipie Grzegorza Laty, wiadomo, że Zbigniew Boniek wolałby innego, jakiegoś kozaka, który bardziej pasowałby do wizerunku nowego, agresywnego i skutecznego PZPN.