Trudno stwierdzić, czy w przypadku 39-letniego arcymistrza rajdów możemy mówić o kryzysie wieku średniego, czy po prostu o przesycie rajdami. Tak czy inaczej, o laury w WRC bić się mogą teraz inni. Niedoszły gimnastyk i były elektryk nie czekał, aż młodzież skutecznie rzuci mu się do gardła i niepokonany zszedł ze sceny w momencie, w którym jego córeczka Valentine mogła nabrać uzasadnionego przekonania, że jej ojciec jest z zawodu mistrzem świata.
Nagła rezygnacja z czegoś, czym się żyło przez kilkanaście lat, nie jest łatwa, stąd w tym sezonie Loeb zaplanował sobie jeszcze cztery starty w WRC. Dwa z nich ma już za sobą: w Monte Carlo odniósł swoje 77. zwycięstwo w karierze, w Szwecji zajął drugie miejsce i choć wystartował w połowie rozegranych dotąd rajdów, w punktacji sezonu 2013 jest aktualnie trzeci.
Jednocześnie Francuz przymierza się na poważnie do nowych wyzwań. Na serio zabrał się za starty w wyścigach GT (ma własny zespół – Sebastien Loeb Racing), pojedzie w dwóch wyścigach Porsche Supercup, pod koniec czerwca w legendarnych amerykańskich zawodach Pikes Peak, myśli też o występie w Rajdzie Dakar... Koniec regularnych startów w WRC na pewno nie oznacza dla niego przejścia na emeryturę, jedynie zmianę życiowych priorytetów.
– W przeszłości jeździłem w wyścigach dla zabawy, teraz zaczynam na poważnie – mówi Loeb. – Za to może będę startował dla zabawy w rajdach.
Warto przypomnieć, że w ramach wyścigowych zabaw Francuz zajął w 2006 roku drugie miejsce w słynnym wyścigu 24h Le Mans, zmieniając się za kierownicą auta Pescarolo z Erikiem Helarym i byłym kierowcą F1 Franckiem Montagnym. Później testował też wyścigówki GP2 i Formuły 1 – w grudniu 2007 roku jeździł Renault po Paul Ricard, a rok później testował Red Bulla na Silverstone i Circuit de Catalunya, gdzie przejechał 82 okrążenia i uzyskał ósmy czas dnia w stawce 17 kierowców.