Na pięć kolejek przed końcem rozgrywek liderująca Legia ma tyle punktów, ile w całym poprzednim sezonie wywalczył mistrz – Śląsk Wrocław. Walka o pierwsze miejsce z Lechem Poznań jest ciekawa, bo oba kluby mają na siebie pomysł i wiedziałyby co zrobić po wygraniu ligi. Oba mają też piękne, nowe stadiony i kibiców, którzy biją rekordy frekwencji. Legia i Lech to także pierwsi chętni do reformy ekstraklasy, dla tych klubów dzień meczowy nie jest problemem, ale okazją do zarobienia pieniędzy.
Za plecami liderującej dwójki odbywa się jednak trudny do zrozumienia festiwal uników. Wygląda na to, że trzecim miejscem, dającym prawo gry w rundach wstępnych Ligi Europejskiej nikt nie jest zainteresowany. Rozgrywane w okresie wakacyjnym mecze z drużynami z Kazachstanu, Mołdawii czy Armenii nie są atrakcyjne dla polskich klubów. O kompromitację łatwo, a zwycięstwa prestiżu nie dają, poza tym po co tracić urlopy.
Górnik Zabrze z rewelacji jesieni stał się jedną z najsłabszych drużyn wiosny. W ostatni weekend przegrał już siódmy mecz w tym roku - z ostatnim w tabeli Bełchatowem 0:2. Trener Adam Nawałka chcąc odmienić losy meczu zdjął z boiska Prejuec'a Naokulmę i Ireneusza Jelenia, czyli dwóch napastników, a po ostatnim gwizdku mówił coś o tym, że piłkarzom brakowało zaangażowania, ale trochę determinacji.
Gdyby Górnik awansował do europejskich pucharów nie miałby jednak gdzie grać. Stadion w Zabrzu jest w budowie, na Gliwice nie zgodzili się kibice miejscowego Piasta, więc trzeba byłoby jeździć do Wrocławia, gdzie spotkanie na przykład z Irtyszem Pawłodar raczej nikogo na trybuny nie przyciągnie. Podobny problem ma Jagiellonia Białystok, która potrafiła ograć Legię czy Lecha, ale w sobotę przegrała z broniącym się przed spadkiem Widzewem 0:3. W Białymstoku budowa stadionu nadal się przedłuża, a gdzie jest najbliższy obiekt spełniający standardy europejskie? W Warszawie?
W ekstraklasie opłaca się być, ale rozgrywać wiele meczów i walczyć o jak najwyższe miejsce – już nie bardzo. Strach przed reformą kompromituje polskie kluby, które boją się, że więcej meczów ligowych przyniesie tylko większe straty, a strach przed Europą każe postawić pytanie ile tak naprawdę zespołów zasługuje na to, by grać w ekstraklasie.