Brytyjczyk wjechał na metę 12. etapu trzy minuty i 17 sekund po zwycięzcy Marku Cavendishu. W klasyfikacji generalnej spadł na trzynaste miejsce. Słaba dyspozycja triumfatora ubiegłorocznego Tour de France spowodowana jest infekcją dróg oddechowych. Kolarz narzekał na ból już we środę. Wydawało się, że za parę dni stan jego zdrowia się poprawi, jednak sytuacja jest poważniejsza, niż pierwotnie sądzono.

- Bradley czuł się coraz gorzej. Obserwowaliśmy go w nocy. Nie było poprawy, dlatego po konsultacji lekarskiej zdecydowaliśmy się wycofać go z wyścigu. Dla naszej drużyny najważniejsze jest zdrowie zawodników - mówił Dave Brailsford, szef grupy Sky, której liderem jest Wiggins. Niedługo Brytyjczyk wróci do swojej ojczyzny. Najbliższe dni spędzi na leczeniu i regeneracji. Brailsford jest pełen uznania dla swojego podopiecznego. Mistrz olimpijski chciał kontynuować start w Giro d'Italia, mimo iż słabł z każdym kolejnym etapem. Jak się okazało, od kilku dni zażywał silne antybiotyki, które miały złagodzić objawy choroby. Kolarz bardzo chciał kontynuować jazdę w zawodach, jednak lekarze byli nieubłagani. Brailsford wierzy, że dzięki swojemu uporowi Wiggins szybko wróci do treningów. Ma także nadzieję, iż we włoskim wyścigu uda się zwyciężyć innemu kolarzowi z grupy Sky. Co prawda w Giro zabraknie lidera zespołu, jednak szanse na wygraną ma jeszcze Rigoberto Uran. Kolumbijczyk zajmuje obecnie trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej.

Bradley Wiggins był jednym z faworytów Giro d'Italia. Przed rozpoczęciem wyścigu zapowiadał, że w tym roku wygra nie tylko zawody we Włoszech, ale również Tour de France. Zrealizowanie pierwszego planu Brytyjczykowi pokrzyżował splot nieszczęśliwych wydarzeń. Najpierw kolarz miał wypadek, który pozbawił go cennych sekund. Teraz zachorował, przez co musiał zrezygnować z udziału w zawodach. Obecnie Anglik chce skupić się na przygotowaniach do startu we Francji. Może ten kraj będzie mu bardziej sprzyjał.