Wielcy pojechali spokojnie. Liderem wyścigu jest wciąż Vincenzo Nibali, Przemysław Niemiec zajmuje 5. miejsce, Rafał Majka 8. i traci do Kolumbijczyka Carlosa Betancura (i jego białej koszulki lidera wmłodzieżowców) tylko 5 sekund.
Od czwartku spokoju już nie będzie – Nibali nie może być pewny końcowego zwycięstwa, Cadel Evans i Rigoberto Uran są blisko. Polacy też zapowiadają ataki.
Po deszczach, śniegach i wysokich przełęczach w środę na trasie był względny spokój. Zapowiadał się etap tylko dla sprinterów, jedno małe wzniesienie na kilkanaście kilometrów przed metą nie wyglądało na wielki problem, ale ta mała górka jednak popsuła plany Marka Cavendisha i sprinterów jemu podobnych.
Do 175 km, gdy trasa była płaska, cały czas prowadzili czterej kolarze, którzy uciekli zaraz po starcie: Australijczyk Luke Durbridge, Belg Gert Dockx, Rosjanin Maksym Biełkow i Kolumbijczyk Miguel Angel Rubiano Chavez. Kiedy dojeżdżali do jedynego wzniesienia, trzej się poddali, z przodu najdłużej trzymał się Rubiano, ale też stracił przewagę. Po atakach Danilo Di Luki z peletonu na dłużej wyrwał się Visconti, dojechał do ostatniego uciekiniera, pewnie wygrał premię górską i czując moc w nogach jechał sam dalej.
Odwaga Włocha się opłaciła. Choć w peletonie nastąpiło nagłe ożywienie, także za sprawą aktywności Przemysława Niemca, pogoń okazała się trochę spóźniona. Visconti odniósł drugie zwycięstwo. Peleton stracił 19 sekund.