19 maja. Pożegnalny mecz Aleksa Fergusona. Manchester United gra na wyjeździe z West Bromwich. Na boisku pada bramka za bramką (5:5), ale uwadze fotoreporterów i kamer nie umyka kibic Czerwonych Diabłów, dumnie prezentujący swoją kolekcję tatuaży.
Na plecach ma oczywiście sir Aleksa, dostrzec można też inne znane twarze futbolu: George'a Besta, Ole Gunnara Solskjaera i Erica Cantonę. Wszyscy pod napisem: „Dzieci Busby'ego zesłane z nieba" i wokół zegara wskazującego 15:03, godzinę, w której doszło do największej tragedii w historii klubu – katastrofy lotniczej w Monachium w 1958 roku z drużyną legendarnego Matta Busby'ego na pokładzie. Nie zabrakło również miejsca na dwa herby United. Następca Fergusona David Moyes już raczej na plecach tego jegomościa się nie zmieści, ale przecież są jeszcze inne części ciała.
Kibic Chelsea w tej samej, ostatniej kolejce Premiership pochwalił się wytatuowanym pucharem Ligi Europejskiej, wywalczonym przez zespół zaledwie cztery dni wcześniej. Umieścił go na prawym boku, między trofeami za zwycięstwo w Lidze Mistrzów (2012) i za wygrany przez angielską reprezentację mundial (1966). Inny fan londyńczyków oprócz Franka Lamparda i Johna Terry'ego zmieścił na pokaźnym brzuchu jedną z trybun stadionu Stamford Bridge.
Im więcej ciała, tym lepiej. Ale przywiązanie do klubu można manifestować, nie zdejmując koszulki. Łysy (w tym przypadku ma to znaczenie) kibic Arsenalu znalazł sposób, jak wypełnić plac po włosach: godnie zastępuje je herb klubu. Trzeba przyznać, że musiał to być bolesny zabieg, ale czego nie robi się dla ukochanej drużyny. Jeden z fanów Leeds, wyłapany przez kamery podczas meczu Pucharu Anglii z Tottenhamem, pokrył nawet tatuażami całą twarz. Ale żaden z wyżej wymienionych nie jest chyba tak znany jak John Anthony Westwood. 50-letni antykwariusz ma 60 tatuaży związanych z Portsmouth, a na zębach wygrawerowany skrót nazwy klubu „PFC". Westwooda można poznać po kapeluszu w niebiesko-białą szachownicę i charakterystycznej trąbce.
Ale tatuaże są popularne nie tylko na Wyspach. Felipe Alvarez, kibic kolumbijskiego Atletico Nacional, wpadł na praktyczny pomysł: wykonał sobie na ciele klubową koszulkę. Nigdy nie zapomni zabrać jej z domu, a w upały na pewno się nie zgrzeje. W Argentynie modnie jest mieć Diego Maradonę, a w Dortmundzie Juergena Kloppa. Niejaki Martin Hueschen od 2011 roku nosi dumnie na plecach trenera Borussii i srebrną paterę za mistrzostwo Niemiec. – Moja dziewczyna jest wniebowzięta. Zawsze prosi mnie, żebym spał na brzuchu, by codziennie mogła się budzić obok Juergena – opowiadał Hueschen. Nie wiadomo, czy jego związek przetrwał, ale można się spodziewać, że po kolejnych sukcesach Borussii będzie miał wkrótce naśladowców.